Jesień, szaro buro za oknem i złe myśli aż same wpraszają się do głowy. Mam trochę ostatnio zawirowań i wątpliwości, więc tym bardziej czuję się czasami czarnowidzem. Spadł śnieg, nastąpiły imieniny, więc postanowiłam się zrelaksować jak najbardziej.
Przeczekałam aż tabun ludzi przewinie się przez łazienkę- tak tak, uroki mieszkania w rodzinnym domu. I tuż po północy zabrałam się do dzieła, najpierw szybkie mycie głowy. Wspomnianym już wcześniej szamponem landrynkowym :)
Później nałożyłam maskę mleczną. Wmasowałam ją pieczołowicie we włosy i zaczęłam szukać foliowego czepka, nie ma ktoś wyrzucił. W akcie rozpaczy nałożyłam na głowę zwykłą reklamówkę i ręcznik.
Na pyszczek zaś nałożyłam Mask Of Magnaminty. Istna Fiona. Rude włosy i zielona twarz :)
Atrakcją wieczoru była kąpiel z kulą Calavera. Napuściłam wody do brodzika, włączyłam radio, zanurzyłam się z książką i zaczęłam oceniać.
Kula rozpuszcza się dosyć wolno, co jest dla niej na plus. Ponieważ jedyne kule z jakimi miałam do czynienia(Dairy Farm) rozpuszczały się błyskawicznie. Woda wraz z ubytkiem kosmetyku zaczęła się zabarwiać na żółtozielony kolor po drodze lekko się mieniąc. Zapach ładny, woda zmiękczona, skóra nawilżona i zrelaksowana. Misja spełniona, lecz jednak chyba więcej na kule się nie skuszę, po testach lepiej wypadają bubble bary.
Do mycia użyłam Sultana Soap, muszę przyznać, że o ile na początku byłam na nie, to teraz po kilku myciach zapach zaczyna mi się podobać 8-).
Końcowym etapem pięlęgnacji jest Skin Drink na twarz. Niestety chociaż tego nienawidzę, będę musiała niedługo zacząć się balsamować. Ot, uroki zimy.
Mój wieczór SPA kończę właśnie pod kołdrą, wdychając te cudne aromaty i licząc na efekty. Humor mi się poprawił- to najważniejsze.
Trzymajcie się mocno :)
Hmm ja mam róże do kąpieli, ale może kiedyś skuszę się na kulki. ;)
OdpowiedzUsuńIstny relaks! Też uwielbiam takie poprawianie nastroju :D
OdpowiedzUsuń