niedziela, 8 grudnia 2013

Kobieca niedziela :)

Witajcie po bardzo długiej przerwie, dużo się przez ten czas działo. Stuknęło mi ĆWIERĆ!! wieku, napisałam pracę magisterską i ją obroniłam, świętowaniu nie było końca. W ramach tęsknoty za nauką rozpoczęłam studia podyplomowe i nagle z lata zrobiła się zima.
Nastał pierwszy weekend w który nie muszę nigdzie gnać, ani zrywać się o świcie. Taką leniwą niedzielę postanowiłam spożytkować na relaks.
Gwiazdą dzisiejszego dnia jest zapach. Uwielbiam zapachy w każdej formie, płynów, mydełek, balsamów, świeczek, perfum.
Urządziłam w łazience domowe spa, czekoladowo-pomarańczowy płyn do kąpieli, do kompletu żel pod prysznic o tym samym zapachu, szarlotkowy peeling do ciała i masełko(dziękuję św.Mikołaju!). Nastrój zapewniały świeczki zapachowe i spokojna muzyka.
Nagle znalazł się czas na peeling enzymatyczny i maseczkę oraz na zastosowanie maski na włosy zgodnie z jej zastosowaniem, a nie jako szybką odżywkę. Leżę teraz wypachniona i zrelaksowana, w pokoju pachnie ciasteczkowym woskiem z Yankee Candle(cudo!), zaraz zabieram się za czytanie Gry o Tron, a wieczorem zasiadamy do planszówki.
Wiecie co? Nawet nie żałuję, że ciągle nie mam czasu, bo nie doceniłabym takich dni jak ten dzisiejszy :)
Buziaki! :*

sobota, 3 sierpnia 2013

Kilka słów o witaminach

Zdradzę Wam mały sekret, który został mi przekazany przez koleżankę z pracy :). Otóż jakoś zimową porą narzekałam na łamiące się paznokcie, problemy z cerą i włosami( dopiero pół roku później dowiedziałam się, że tarczyca miała w tym dużą rolę).
Koleżanka poradziła mi witaminy, które zaleciła jej brać pani dermatolog. Opowiedziała, że próbowała w zasadzie wszystkich rodzajów witamin i minerałów, a cera i paznokcie były bez zmian.

Bez przekonania zakupiłam polecany Vita-Miner Prenatal, opakowanie zawiera zarówno tabletki jak i kapsułki. Bierze się po jednej, podczas posiłku i obficie popija wodą.
Wierzcie lub nie, ale już po dwóch tygodniach nie musiałam ciągle podcinać połamanych paznokci. W dodatku suche placki na ramionach same zniknęły.
Polecam z całego serca, zimową porą, gdy znikną już naturalne bomby witaminowe znowu po niego sięgnę.

PS. Warto również uprzedzić domowników, żeby nie przeżyli szoku, bo tabletki są przeznaczone dla kobiet w ciąży i starających się o dziecko :)

piątek, 28 czerwca 2013

Jantar- odżywka legenda.

Na temat Jantaru pisała już chyba większość blogerek, jednak ja również postanowiłam dorzucić swoje trzy grosze.
Pierwsza buteleczka zakupiona oczywiście pod wpływem wizażu. Kupiłam ją w małej osiedlowej drogerii, pani stojąca za mną, gdy posłuchała moje i sprzedawczyni wywody, cofnęła się i kupiła ostatnią butelkę.
Pierwsza aplikacja była mordęgą, ile się namęczyłam, żeby przez ten zakraplacz wydostać produkt. Poczytałam jednak trochę, posłuchałam koleżanek i tak naprawdę ile osób tyle sposobów. Najpopularniejsze:
- przelać odżywkę do opakowania ze spreyem, dzielić włosy na pasma i spryskiwać przedziałek, wcierając lekko
-przelać odżywkę do opakowania po kroplach(np. do oczu), reszta podobnie jak wyżej
-lać na dłonie, dzielić włosy na pasma i wcierać
Żadna jednak mi nie podpasowała.

Moja metoda:

Odżywkę wlewam do szklanego naczynia- ja używam takiego po świeczce La Rissa :) Wlewam trochę, tak, żeby przykryło dno. Maczam w tym palce i wcieram w czuprynę( nie bawię się w przedziałki, bo przy moich włosach to niepotrzebna mordęga). Wcieram delikatnie opuszkami jakbym myła głowę, czynność powtarzam. W razie gdybym naszykowała za mało odżywki, to ją po prostu dolewam. Następnie gdy już uznam, że nałożyłam wystarczającą ilość kosmetyku, biorę szczotkę Tangle Teezer i lekko masuję skórę głowy.

Moje odczucia:
Przez prawie dwa tygodnie zastanawiałam się co to za owczy pęd za tą odżywką, skoro ona nic nie robi. Moje włosy rosną bardzo szybko, więc akurat przyspieszenia wzrostu się nie spodziewałam, ale liczyłam na zmniejszenie wypadania i zmianę wyglądu. No i doczekałam się. Po dwóch tygodniach regularnego wcierania, w zasadzie z dnia na dzień zaczęło wypadać mniej włosów. Stały się też trochę bardziej błyszczące. Przy wcieraniu, zaczęłam wyczuwać również małe, sztywne włoski(moje włosy zwariowały, baby hair wyrastają jako sztywne sprężynki!), ponadto wcześniejsze baby hair zaczęły szybciej rosnąć(nad fryzurą mam śmieszną aureolkę). Najważniejsza zmiana- po całym tygodniu czesania, zdejmuję ze szczotki tyle włosów, co dawniej po jednym dniu.
Z żalem zakończyłam kurację i przeszłam w tygodniowy stan spoczynku. Powiem szczerze, że brakowało mi tego specyficznego zapaszku, który na początku mi się nie podobał i kojarzył z wodą kolońską dla starszych panów.

W poszukiwaniu Bursztynowej Komnaty:
Z pierwszą buteleczką poszło łatwo. Zdobycie drugiej było sporym wyczynem. Aby dostać Jantar, obeszłam 5(słownie Pięć!) aptek. Niestety w każdej akurat się skończył, w mojej drogerii czekali na dostawę. Na szczęście udało mi się zdobyć w pewnej aptece stojącej na uboczu- za cenę 15 zł(pierwsza butelka kosztowała 12). Jutro z rana planuję kupić zapas, gdyż pierwsza butelka z ledwością starczyła na trzy tygodnie, a ja nie będę sobie tego cudownego eliksiru żałować. Liczę, że druga kuracja przyniesie jeszcze lepsze rezultaty.

Podsumowanie:

Polecam! Jantar pomaga wrócić moim włosom do kondycji sprzed zawirowań zdrowotnych, liczę, że moje włosy znowu będą mocne i nie do ruszenia. Wychwalam go już każdemu, koleżanka zakupiła go za moją namową. Liczę, że moja recenzja również komuś pomoże :)

sobota, 15 czerwca 2013

O myciu włosów odżywką słów kilka

Uwaga, będzie długo!
O metodzie mycia włosów odżywką czytałam na wizażu już kilka lat temu, po przeczytaniu tytułu wątku miałam ochotę popukać się w głowę. No bo jak to? Odżywka i mycie? Przecież ona nawilża, nie pieni się, a jak nałoży się za dużo i niedokładnie spłucze, to skleja włosy w strąki.

Jednak moje włosy po dekoloryzacji były strasznie wysuszone i nie pomagało nakładanie masek, siedzenie w czepku i owijanie całości ręcznikiem/szalikiem. Wtedy po raz drugi natknęłam się na ten wątek(klik!), bardzo przydatny był też Wiedźmi Kociołek, dzięki nim mogłam się wczytać co powinna mieć odżywka.

Wątpliwości nadeszły szybko, co jeśli metoda się nie sprawdzi, a ja zakupię kolejną odżywkę? W dodatku odżywki zużywa się więcej niż szamponu, więc przydałoby się duże opakowanie. Jednak wczytując się w listy produktów w oczy wpadł mi Kallos Latte. Mycie włosów maseczką? Hmmm... Kallosa Latte nie posiadam już od pewnego czasu, ale popędziłam po Kallos Silk, który prezentowałam Wam w poście o zakupach. Zabrałam się za analizę składu zgodnie z wytycznymi.

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Olea Europaea Oil, Citrid Acid, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Propylene Glycol, Parfum, Sericin, Benzyl Alcohol, Methylchlotoisithiazolinone, Methylisothiazolinone

Pogrubiłam składnik, który w odżywce myjącej być powinien. A więc odżywka powinna zawierać antystatyki: Behentrimonium chloride, Benzalkonium chloride, Cetrimonium chloride, Tallowtrimonium chloride, Tricetyldimonium chloride(źródło: jak zwykle wizaż.pl :) )

Skoro wiemy co odżywka mieć powinna, to może przejdźmy do tego czego mieć nie powinna:
-dużej ilości ekstraktów- jak widać nie występują(chyba, że coś przeoczyłam- jestem kompletnym laikiem w sprawie składów, uczę się od innych)
- dużej ilości olejów- występuje tylko olej z oliwki europejskiej
-dużej ilości protein( czy ktoś widzi proteiny jedwabiu?)
-dużej ilości silikonów- w składzie zauważyłam dwa Cyclopentasiloxane- lotny, który odparowywuje po pewnym czasie i Dimethiconol-nierozpuszczalny, ale usuwalny za pomocą lekkich detergentów.

Analiza składu już za nami, przejdźmy do metody mycia. Bierzemy solidną porcję maseczki i nakładamy na włosy i skalp delikatnie masując. Ja robię też porządny masaż głowy, masujemy do czasu gdy pojawia się lekka piana, coś podobnego do emulsji. Wtedy zostawiam włosy na kilka minut, podczas których dokonuję innych zabiegów kosmetycznych. Później znowu lekko masuję włosy i spłukuję.

Początkowo stosowałam maseczkę solo, włosy były czyste, jednak lekko napuszone, od pewnego czasu po myciu nakładam żółtą odżywkę garniera i spłukuję. Bałam się zwiększonego przetłuszczania włosów, ale mogę je nadal spokojnie myć co dwa dni. W końcu przestały wyglądać na wysuszone, chociaż nadal daleko im do ideału, to jest coraz lepiej.

Metodę stosuję od 3 tygodni i jestem z niej bardzo zadowolona, w dodatku w moim przypadku okazała się bardzo tania. Maska Kallos kosztowała w promocji 9,99, przez 3 tygodnie zużyłam jej 1/3. Starczy więc na ponad miesiąc. Zmywa dokładnie oleje, maskę z siemienia lnianego i zwykłe zanieczyszczenia dnia codziennego. Dodaję zdjęcie, na dowód, że włosy mi nie powypadały. Liczę, że dłuższe stosowanie metody przyniesie jeszcze większą poprawę :)
PS. Za wszelkie błędy w analizie przepraszam, starałam się jak mogłam, wszelką krytykę przyjmuję na klatę :)

niedziela, 2 czerwca 2013

Początki włosomanii.

Zgodnie z obietnicą śledzę wątki włosomaniaczek i blogi. Wczytuję się w składy gotowych odżywek, szamponów, ale wyszukuje również przepisy na domowej roboty mikstury.

Wczoraj zajrzałam do osiedlowej drogerii i w oczy wpadła mi odżywka Jantar firmy farmona. Później w aptece dokupiłam olej rycynowy i naftę kosmetyczną. W przyszły weekend ukręcę domowej roboty maseczkę. Dzisiaj pierwszy raz użyję jantara.

W tym tygodniu ruszam też z olejowaniem włosów. Na pierwszy ogień idzie olej sezamowy. W kuchni się nie sprawdził, szkoda więc by taki dobry olej się zmarnował :)

środa, 29 maja 2013

Mały Haul zakupowy, czyli kosmetyki rosyjskie i kolorówka z rossmanna.

Wszystkie bloggerki pognały do rosmanna, pobiegłam więc i ja. Moje kroki skierowałam od razu do szafy wibo( ta marka rozwija się coraz lepiej!) Oto co zakupiłam:

-błyszczyk z kwasem hialuronowym Lip Sensation o numerze 4 za 4,59
-nawilżającą pomadkę do ust Elixir o numerze 7 za 5,19
-maskarę dolls lash ultra volume( chyba się z nią bardzo polubimy! rozważam zakup drugiej sztuki ;) ) za 5,79
- lakier extreme nails odcień numer 5 za 3,59

Ponadto skusiłam się na Veet Easy Wax, bo była promocja na maszynkę. Potestuję i opiszę ;)

 Dzisiaj dotarło też zamówienie, złożone pod wpływem(a jakże by inaczej) wizażu i blogów. Naczytałam się ochów i achów o rosyjskich kosmetykach, poczytałam składy, pooglądałam zdjęcia i stwierdziłam, że zobaczę o co w tym wszystkim chodzi. Zamawiałam przez allegro, do koszyka wpadły:

- maseczka drożdżowa do włosów wg receptury Babuszki Agafii
-szampon regenerujący z ekstraktami z akai i proteinami pereł


Pachną obłędnie, nie mogę się doczekać jutrzejszego mycia :) Bardzo żałuję, że jestem kompletną analfabetką pod względem cyrylicy, a rosyjskiego próbowałam się uczyć przez semestr(przypadek beznadziejny!)
W kartoniku oprócz kosmetyków znalazłam zniżkę na kolejne zakupy( polecam http://triny.pl/). Muszę przyznać, że zamawiałam różne maski i szampony, czy inne płynne kosmetyki i czasami opakowania były wymazane, a tutaj oprócz zabezpieczenia paczki gazetami, nałożono folię pod zakrętkami. Niby prosty patent, a nie ulała się ani kropelka. Dobrze, że zniżka jest ważna do 30 czerwca, to drugie zamówienie odłożę na czerwcową wypłatę. Lista produktów must have, niestety się wydłuża.

sobota, 25 maja 2013

Napad na kosmetyki do włosów...czyli wizyta w Hebe i Jasmin.

Cześć wszystkim! Zacznę może od odpowiedzi na pytanie, które zadaje mi sporo osób. Jaki mam kolor farby na awatarze? Hmm.. Od stycznia 2012 nie farbowałam włosów, wróciłam do naturalnego koloru, żeby włosy odpoczęły. Wydaje mi się, że kolor ze zdjęcia to 7.43I firmy By Fama. W tamtym czasie farbowałam się również Płomienną Iskrą Joanny.

Jak już wcześniej wspomniałam od prawie 1,5 roku miałam ciemne włosy. Natura jest przewrotna, przy mojej bladej cerze, zielonych oczach i piegach bardzo ciemny brąz wygląda ponuro, nijako i przytłaczająco. Ostatnio dużo się działo, więc postanowiłam wynagrodzić sobie trudy i osłodzić problemy wizytą u fryzjerki :) No i stało się- znowu zawitała rudość! :)

Moją obietnicą daną samej sobie było zwiększenie pielęgnacji włosów( rozjaśnianie i farbowanie pozostawia jednak ślad). Poczytałam trochę KWC i postanowiłam nabyć jedną z masek Bingo Spa. Wyczytałam, że można je nabyć min. w drogeriach Jasmin, postanowiłam więc odwiedzić Dworzec Centralny. Na moje nieszczęście po drodze do drogerii natrafiłam na Hebe, przedarłam się więc przez tłum kobiet, prosto do działu pielęgnacji włosów.

Gdy zobaczyłam na półkach produkty Kallosa i ich ceny, to o mały włos, a upuściłabym torebkę i koszyk z wrażenia. Półki były prawie ogołocone, a wśród tych resztek wypatrzyłam przecenione maski. Dużą część z nich widziałam po raz pierwszy( chociaż przyznaję się bez bicia, że dawno nie zaglądałam do hurtowni fryzjerskich). W obecnej promocji litrowe maski możemy nabyć w cenie 9,99 za LITR! Przecenione z ok 16 zł. Świetna cena, zwłaszcza, że za taką samą pojemność maski z wyciągiem z łożysk płaciłam 22 złote. W tej cenie mam 2 opakowania w Hebe i 2 zł na bilet ;)

Powyżej moje nabytki. Zakupiłam Maskę jedwabną z proteinami oliwy z oliwek i jedwabiu oraz waniliową maskę nabłyszczającą i odżywiającą.
Linki do KWC:
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=57518
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=48723

Ponadto w cenie 7,99 nabyłam szampon do włosów farbowanych:
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=48024

Nie wiem czy to tymczasowa promocja czy takie ceny w Hebe będą częściej, wielu masek już nie było. Na (nie)szczęście rzadko zdarza mi się przejeżdżać przez centrum, więc nie będę kontrolowała czy zapasy zostały uzupełnione.

Stwierdziłam, że skoro w centrum jestem tak rzadko, to zajrzę również do Jasmin, półka Bingo Spa kusiła różnorodną ofertą, postanowiłam zdecydować się na tylko jeden produkt- maskę do włosów z proteinami kaszmiru i kolagenem.
Do domu dotarłam obładowana jak wielbłąd i zabrałam się za pierwsze testy. Obiecuję, że za kilka tygodni porównam zakupione produkty i rzetelnie je ocenię.
Niestety przez wizaz.pl złożyłam również zamówienie na allegro na rosyjskie produkty do włosów. Tym sposobem mam zapas kosmetyków do pielęgnacji na co najmniej pół roku :)

środa, 1 maja 2013

Recenzja książek, czyli porozmawiajmy o Fjällbace...

W styczniu poważnie zabrałam się za czytanie, w zasadzie świat książek mnie wchłonął. Zupełnie przypadkowo wpadła mi w ręce książka "Zamieć śnieżna i woń migdałów". Przyznam, że była to całkiem przyjemna lektura. Klimat jak u Agathy Christie, dobry pomysł na intrygę. Niestety to tylko nowelka, ma zaledwie 144 strony. Jednak postanowiłam zgłębić się w twórczość Camilli Läckberg.

Autorka zasłynęła serią o przygodach Ericki Falck i Patricka Hedströma. Dotychczas w tej serii ukazały się:



  1. Księżniczka z lodu
  2. Kaznodzieja
  3. Kamieniarz
  4. Ofiara Losu
  5. Niemiecki Bękart
  6. Syrenka
  7. Latarnik
  8. Fabrykantka Aniołków
Udało mi się przebrnąć przez całą serię. Ogólna ocena- czwórka z plusem, jednak oceny poszczególnych książek plasują się różnie.  "Księżniczka z lodu"  mnie zaciekawiła, wprowadziła w świat szwedzkich kryminałów, czytało mi się ją całkiem dobrze. Zaciekawiona dalszymi losami bohaterów- bo co warto podkreślić, każda książka rozwiązuje inną zagadkę kryminalną, często sięgającą korzeniami do odległej przeszłości, jednak  w tle toczą się też wątki obyczajowe.

"Kaznodzieja" zdecydowanie tej książki nie polecam, druga książka, a styl gorszy od poprzedniej. Co najbardziej mnie irytowało? Autorka potraktowała w tej książce czytelników jak osoby upośledzone intelektualnie. Niezliczoną ilość razy pojawiały się zdania w stylu "Pan X zauważył coś, czuł, że to ma jakieś znaczenie, nie wiedział jeszcze jakie", "Pan Y wiedział, że znalezisko(bez opisania co znalazł!) będzie miało znaczenie w dalszym śledztwie". Po takim zdaniu akcja toczy się dalej, a po 20-40 stronach czytelnik zostanie uświadomiony co bohater zobaczył/znalazł i co to oznacza. Litości, kryminały mają to do siebie, że pobudzają komórki do myślenia, czytelnik kombinuje i za pomocą drobnych wskazówek sam odnajduje rozwiązanie. A tak, intryga na miarę Thomasa Harrisa(autora min. "Milczenia Owiec") została zmarnowana.
Po tym tomie miałam ochotę porzucić całą serię, ale stwierdziłam, że dam autorce jeszcze jedną szansę. 
"Kamieniarz" książka dużo lepsza od poprzednika i lepsza od "Księżniczki z lodu", w dodatku wątek obyczajowy trochę się rozwinął i zachęciło mnie do powrotu do sagi. Następne książki utrzymywały podobny poziom, całkiem mi się podobały, aż doszłam do "Syrenki", moim zdaniem najlepsza z sagi. Świetna, dobry pomysł na kryminał, mroczny klimat, brutalne rozwiązanie, w dodatku trochę psychologii. Po tej książce ciężko jest oceniać następców, ale sądzę, że w podobnym stylu, poziomie i klimacie jest "Latarnik". Ostatnia część, nie zniechęciła, ani specjalnie nie zachęciła, ale czekam z nadzieją na kolejne tomy.

Reasumując, całkiem ta Fjällbaka mi się spodobała, rewelacyjne miejsce do kryminalnych zagadek. Mroźny klimat. Sądzę, że przypadnie do gustu wielbicielom "Ojca Mateusza", tutaj również mamy małe miasteczko,w  którym dosłownie każdy mieszkaniec ma jakąś mroczną tajemnicę z przeszłości, która wypływa na wierzch przy okazji jakiegoś morderstwa. Zdecydowanie polecam na jesienno-zimowe wieczory. Wtedy króluje u mnie sezon na kryminały.

Seria zachęciła mnie do zapoznania się z pozostałymi pozycjami wydawanymi z cyklu "Czarnej Serii". 

Ocena ogólna: 4.5/5(głównie ze względu na "Syrenkę"