poniedziałek, 5 grudnia 2011

Będziemy grac do końca świata i o jeden dzień dłużej!

Witajcie Kochane!
Na wstępie się pochwalę, że wracam na bloga z dyplomem licencjata :) Ale żeby nie pisać o sobie napiszę o szczytnej akcji.
Pan Adam z firmy Kemon podesłał mi Nomka, maskotkę symbolizującą współpracę firmy Kemon z WOŚP.
Wraz z nią dostałam certyfikat autentyczności i propozycję której nie mogłam odrzucić.
Otóż już wkrótce, ok 10 grudnia na specjalnych aukcjach WOŚPU pojawi się Nomek z przydomkiem Opinie Zakupoholiczki. Będzie go można zalicytować aby pomóc w tym wyjątkowym, XX finale Orkiestry.
W tym roku Orkiestra gra dla wcześniaków i kobiet w ciąży, chorych na cukrzycę. Znowu zbieramy więc pieniądze na pomoc najsłabszym.
Więcej o akcji Kemon+WOŚP można przeczytac na stronie: www.nomek.pl
Oprócz tego firma Kemon i blog Opinie Zakupoholiczki zachęcają do polubienia Nomka na facebooku:

Liczę na pomoc w licytacji, bądź w nagłośnieniu akcji, tak aby żaden Nomek nie został bez domu.
A uwierzcie mi, że są prześliczne! Nomek jest w cudnym stroju piłkarskim, w końcu finał jest 9 stycznia 2012, a Euro tuż tuż :)
I na koniec Jurek Owsiak o akcji Kemon!
Buziaczki!

poniedziałek, 3 października 2011

Wróciłam!

Witam wszystkich po długiej przerwie!
Troszkę się działo ostatnio, dużo obowiązków w domu, pisanie pracy i przygotowania do obrony(oby wkrótce z głowy).
W którymś z poprzednich postów mówiłam o zamiarze zrobienia własnych przetworów.
Udało się. Zrobiłam ponad 100 różnych słoiczków, zima zapowiada się pysznie! Oczywiście słoiczki trzeba było przygotować, a na gotowe przetwory przygotować miejsce.
Pracowicie więc szorowałam i czyściłam regał, zasłonkę na niego, wykładałam półki ceratkami, szykowałam czyste słoiki, wywalałam stare przetwory i układałam nowe. Pracy było multum, ale opłacało się. Mama choć w gipsie też się wkręciła, teraz planuje kolejną turę. Całe szczęście porusza się już normalnie :)
Ale dosyc o tym. Wracam na dobre, na zdjęciu widoczne produkty od firmy Kemon. Przyszły jakiś czas temu, ale nawet nie miałam czasu ich opisać. Są jeszcze w fazie testów, najpierw będzie recenzja innych kosmetyków i może fotorelacja z powiększonej kolekcji Charms.
Trochę dziwnie się pisze, po tak długiej przerwie, zwłaszcza, że nie muszę dodawać przypisów do literatury i ustaw :)
Witam w nowym roku akademickim!

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Doktor stopa

W paczce z Flos-Leku znalazła się sól do kąpieli sól o zabawnej nazwie Doktor stopa.
Sól wywołała w domownikach mieszane uczucia. Tata ją pokochał i zaczął mi podbierać, natomiast siostra wykręcała nos od samego zapachu.
Mi akurat przypadł do gustu, cynamon, może z odrobiną imbiru taki świąteczny aromat.
Ale faktycznie, jest bardzo, ale to bardzo intensywny. Wylewając wodę po kąpieli stóp do brodzika zapach w łazience utrzymuje się dłuższy czas. Może kilka słów od producenta:

"Naturalna, rozgrzewająca sól do kąpieli stóp stworzona na bazie soli z Kłodawy. Zawiera mikroelementy m.in. magnez i wapń oraz naturalny olejek cynamonowy. Dodana do kąpieli wodnej - dobrze zmiękcza wodę i skórę stóp. Pozwala na bezbolesne i łatwe usunięcie zrogowaciałego naskórka. Niweluje ponadto objawy zmęczenia stóp. Zawarty w soli olejek cynamonowy działa rozgrzewająco, relaksująco, pobudzająco i antyseptycznie. Preparat szczególnie polecany jest do kąpieli zziębniętych stóp"

Z czym się zgadzam, a z czym nie. Po pierwsze sól faktycznie działa kojąco na zmęczone stopy, zmiękcza naskórek i wodę, zapach uspokaja, stopy po kąpieli są bardzo miłe w dotyku. U mojego taty zmniejszyło się pękanie pięt, a nawet starsze pęknięcia szybciej się goiły. Jednak działania rozgrzewającego nie zauważyłam wcale.
Sól zamiast "rozgrzewająca" powinna mieć napis "relaksująca" .
Skoro omówiłam już działanie przejdźmy może do formy w jaką jest opakowany kosmetyk.
Za niecałe 15 zł otrzymujemy 500gram soli w estetycznym pudełku, z solidną zakrętką. W dodatku w środku jest miarka do odmierzania porcji. Cudo! Używałam różnych soli do kąpieli stóp i niestety miarka tam nie występowała, a przyznam, że to dosyć wygodne, zamiast sypać "na oko".
Podsumowując:
- w nazwie wkradło się małe kłamstewko, bo sól nie rozgrzewa
-idealnie pielęgnuje stopy i relaksuje je po ciężkim dniu
-jest bardzo wydajna, a biorąc pod uwagę ilość i cenę- tania
-ma bardzo wygodne dozowanie i opakowanie

Z pewnością kupię imbirowo-waniliową sól, żeby je porównać, muszę tylko wykończyć to opakowanie :)

sobota, 23 lipca 2011

Troszkę prywatnie















Nieco ponad tydzień temu zdarzył się mały wypadek, niefortunne zejście z górki i bach, zagipsowali mi mamę. Konkretnie nogę, prawą, od stopy, aż po udo. Czyli gips konkretny, unieruchamiający ją co najmniej do września. Z racji, że ciężko poruszac się z takim ciężarem, a już rzeczą prawie niemożliwą jest schodzenie z bardzo wysokiego pierwszego piętra na zewnątrz, to wszelkie zakupy i gotowanie spadły na mnie.
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Przymus spowodował, że już w kilka dni zorientowałam się gdzie kupić najładniejszy koperek, które pomidory są najsmaczniejsze i gdzie wciskają niezbyt świeże owoce.
Odkryłam też, że na moim bazarku jest malutkie, ale ciekawe stoisko z charmsami. Moja bransoletka świeciła pustką, więc zakupiłam dwa, pierwszym z nich jest czarownica( kupiłam ją, bo byłam przekonana, że to aniołek, w domu po oględzinach okazała się wiedźmą), drugi to konik morski. Koszt 3 zł za wiedźmę i 6 zł za konika. Jak widac towarzystwo Kruka, Apartu i Yesa im niestraszne i bez krępacji dyndają na bransolecie.
Zakupy zahaczyły też o sklep gospodarstwa domowego, spróbuję upiec jagodowe muffinki.
Swoje pierwsze kroki postawię też w domowych przetworach, właśnie szykuję słoiki, gdy skończę, wrzucę wieczorem jakąś recenzję :)
Podsumowując: połamana mama zmobilizowała mnie do poszerzenia swoich zdolności kulinarnych, wyszukuję przepisów w internecie i szaleję w kuchni, a co wyjdzie zapisuję w zeszyciku. Organizacja zakupów, sprzątania i gotowania idzie już bardzo sprawnie. Wbrew początkowym obawom nie zginiemy, a pacjentka ma się coraz lepiej! :)

piątek, 22 lipca 2011

Stylizuj się z Har Manyą firmy Kemon!

Jak pewnie pamiętacie, miesiąc temu otrzymałam do testowania produkty marki Har Manya. Jest to moja pierwsza styczność z tą firmą.
Kosmetyki otrzymałam dwa, pierwszym z nich jest fluid do włosów, a drugim lakier w sprayu.
Może na wstępie zamieszczę informacje jakie dostałam o otrzymanych kosmetykach:

Fluid BYE BYE SPLIT END

Poj. 65 ml, cena 66,00 zł

Fluid BYE BYE SPLIT END pozwala uzyskać połysk i jedwabistą, odczuwalną w dotyku gładkość włosów. Sprawia, że ich końcówki stają się zdrowsze, wygładza włosy, ułatwia ich rozczesywanie, zwiększa odporność na wilgotność otoczenia. Fluid ogranicza również elektryzowanie się włosów oraz zapobiega skręcaniu się kosmyków.

Stosowanie fluidu jest proste – wystarczy nałożyć 2-3 krople na dłoń i rozprowadzić równomiernie na całej długości włosów. Kosmetyk ma bardzo lekką konsystencję, dzięki czemu łatwo rozprowadza się na włosach, a przyjemne wrażenie pozostawia świeży zapach mango.

ADRENALINE

Lakier w sprayu – bardzo mocne utrwalenie 57 zł /200ml

Nr art. KHM2002

Co to jest? ADRELINE to lakier do włosów, w którym zawarte żywice bardzo mocno utrwalają gwarantując trwałą, zwartą i w pełni kontrolowaną fryzurę. Natychmiast utrwala fryzury z włosów każdej długości. Wysycha natychmiast po nałożeniu, nie pozostawia osadu i umożliwia doskonałe wykończenie najbardziej wyszukanych i skomplikowanych fryzur.

Chcę! Bardzo mocnego utrwalenia i pełnej kontroli nad włosami. Chcę precyzyjne podkreślić detale.

Stosuję! Na suche włosy, spryskując je z odległości 15-20 cm. Rozpylam na całą głowę, aby utrwalić ułożenie. Dla podkreślenie pojedynczych kosmyków aplikuję preparat na poszczególne pasma. Ilość produktu zależy od oczekiwanego stopnia utrwalenia: im więcej preparatu, tym mocniejsze utrwalenie.

Czuję! Otaczający zewsząd zapach owoców egzotycznych.

Widzę! Bardzo skomplikowaną fryzurę, maksymalną precyzję wykończenia.

Wskazówki stylisty linii Hair Manya: ADRENALINE nalepiej zastosować przed stylizacją w celu nadania objętości lub uzyskania skrętu (suszenie bez modelowania na szczotce). Po wysuszeniu preparat rzeźbi poszczególne pasma i pozwala uzyskać efekt sztywności bez użycia prostownicy.


Co sądzi o tym Magrat?

Po otwarciu paczki bardzo ucieszyłam się na widok fluidu i nieco zmartwiłam widokiem lakieru do włosów. Powód jest prosty- lakieru do włosów używam naprawdę, ale to naprawdę rzadko. Wyjątkiem była moja studniówka, wesele kuzynki i Sylwester. Jednak aby rzetelnie przetestować Adrenaline postanowiłam poeksperymentować z upięciami moich długich włosów.

Zacznijmy jednak od małej perełki. "Bye Bye split end" uratował moje podatne na splątane włosy w wielu sytuacjach i dał piękny efekt wykończenia. Najczęściej noszę rozpuszczone, proste włosy, bądź związane w klasyczny koński ogon.

Żeby było krócej opiszę minusy: jest moim zdaniem jeden- cena. Staram się stawiać na kosmetyki z linii fryzjerskich, jednak cena 66 zł jest nieco zbyt duża jak na zwykłą, studencką kieszeń. Niewątpliwie na plus jest pojemność, cena niby wysoka, ale za 15 ml buteleczkę jedwabiu Farouk płaciłam 10-15 zł. Tu mamy ilość ponad czterokrotnie większą, więc cena razi już nieco mniej. Niestety te 10-15 zł łatwiej wyskubać z portfela, świetnym rozwiązaniem, zwłaszcza na wyjazdy byłyby miniaturki tego kosmetyku.

Wady już rozliczone, teraz zalety. Po pierwsze zapach, jest cudowny, owocowy, lekko wyczuwalny na włosach. Po drugie działanie, jednocześnie, wygładza, chroni, nabłyszcza, udelikatnia, włoski są mięciutkie, a w dodatku co najważniejsze NIE PRZYSPIESZA PRZETŁUSZCZANIA! Ideał, będę go używać stale, zwłaszcza, że zapowiada się na bardzo wydajny. Na moje megagrube i długie włosy wystarczą 3 kropelki.

Teraz przejdźmy do adrenaline. Jak już wspominałam nie lubię lakierów, wolę, gdy włosy miękko latają po głowie. Jednak kilkakrotnie używałam go i wow.

Ostatnim razem tydzień temu. Wybierałam się z paczką znajomych na drinka, więc upięłam włosy w kok( co ważne są bardzo ciężkie, a użyłam raptem 3 spinek), a grzywkę zaczesałam na bok. Spryskałam kilkakrotnie i fryzura trzymała się bez zarzutu aż do 3 w nocy, gdy wróciłam do domu. Co najważniejsze, ani bieg, ani uściski z przyjaciółmi czy zła pogoda jej nie zepsuły, a grzywka leżała naturalnie. Właśnie dlatego nie lubię lakierów, bo sklejają włosy i robią brzydki kask, a tu niespodzianka. Włosy utrwalone, ale niesklejone!

Niestety miałam później lekkie problemy ze zmyciem lakieru, ale i tak jestem zadowolona. Na minus dam zapach alkoholu, który się całe szczęście szybko ulatnia.

Za to wydajność jest nieziemska, starczy mi chyba do końca świata i o jeden dzień dłużej! Muszę potestować różne upięcia i możliwości sprayu, obiecuję zamieścić je na blogu. Być może nawet fryzurę z zeszłej soboty, jeśli otrzymam zdjęcia :)

Jeśli jesteście zainteresowane marką Kemon i linią Hair Manya, to możecie znaleźć w internecie listę salonów w których jest dostępna : http://www.kemon.pl/index.php?id=salony

Bo jak już kiedyś wspomniałam, Kemon jest marką kosmetyków profesjonalnych, dostępnych w salonach fryzjerskich. Jeśli jednak nadal nie macie blisko do żadnego salonu, to możecie złożyć zakupy w sklepie internetowym:

http://lokikoki.pl/search.php?text=hair+manya


Podsumowując, jestem mile zaskoczona kosmetykami. Zaskoczona, ponieważ z reguły nie lubię i nie używam sprayów do włosów. Szkoda tylko, że deszczowe wakacje nie sprzyjają szaleństwom fryzjerskim.

niedziela, 17 lipca 2011

STOP - preparaty odstraszające owady i łagodzące skutki ukąszeń

W paczce z Flos-Leku znalazły się środki przeciwko owadom i łagodzące ich ukąszenia. Pomysł trafiony, bo wiadomo lato=woda=komarzyska.
Wszystkie trzy produkty znalazły się w torbie zabranej na Mazury( stąd min. moja nieobecność na blogu).
Zadanie miały trudne, bo o ile przeciętny mieszkaniec Mazowsza i reszty Polski narzeka na komary, o tyle jadąc do krainy jezior, w lasy wszechotaczające wszystko można spotkać bzyczące potwory wielkości dłoni.
Chociaż z Mazur wróciłam już 4 dni temu, to opuchlizna po niektórych ukąszeniach jeszcze nie zeszła, po prostu nie nadążałam się smarować żelem.
Same/i widzicie, że kosmetyki przeszły chrzest bojowy. O dziwo po powrocie do domu komarów nie zauważam, widocznie te mazurskie tak mnie oznaczyły, że te uciekają :)
Co znalazło się w torbie?
  • STOP - REPELENT - PŁYN ODSTRASZAJĄCY OWADY komary, kleszcze, meszki

  • STOP - REPELENT - ŻEL ODSTRASZAJĄCY OWADY komary, kleszcze, meszki
  • STOP - ŻEL ŁAGODZĄCY PO UKĄSZENIACH OWADÓW
Moja opinia:

Kosmetyki dostałam do rzetelnego zrecenzowania, więc szczerze przyznam, że część mnie zachwyciła, a część rozczarowała.

Zacznijmy od największego rozczarowania: płyn odstraszający. Płyn nie pachnie, co nawet jest dobre, bo większość odstraszaczy śmierdzi niemiłosiernie. Zgodnie z obietnicą nie pozostawia tłustej powłoki, ani lepiącej się. Niestety komary odstrasza na 20 sekund, wystarczy odłożyć butelkę, a one gryzą z powrotem. Nie polubiliśmy się, więc odstawiłam butelkę, nie działał na żadnym z moich królików doświadczalnych w postaci rodziny i znajomych.

Kolejny do oceny jest żel odstraszający owady. Tu jest już dużo lepiej, miejsca posmarowane żelem odstraszają owady na długi czas. Niestety trzeba jednak posmarowac się bardzo równomiernie, bo komar będzie latał wzdłuż ręki tak długo, aż znajdzie nieposmarowane miejsce. Dodatkową zaletą jest wygodna tubka, przyjemny w aplikacji żel, który szybko się wchłania i zostawia delikatną skórę. No i do tego cena- niecałe 8 zł. Warty zakupu.

Pozostał jeszcze mój ulubieniec. Żel po ukąszeniach. Tu nie spodziewałam się rewelacji, ale okazało się, że po posmarowaniu poczułam ogromną ulgę. Przyspiesza gojenie się bąbli, łagodzi swędzenie, koi niesamowicie. Możecie mi wierzyć lub nie, ale jest moim zdaniem dużo lepszy niż trzykrotnie droższy fenistil. Cena 8 zł, opakowanie podobne do żelu odstraszającego, konsystencja i właściwości podobne. Jednak temu produktowi nie mam nic do zarzucenia i kocham go bezwzględnie :)

Podsumowując:
Żel po ukąszeniach polecam z czystym sumieniem, ten odstraszający jest całkiem niezły jak na warunki w jakich był testowany, natomiast spray nie poradził sobie wcale.

Zdjęcia pochodzą ze strony producenta :)

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Przybyłam, wypatrzyłam i zdobyłam!

Chwalę się, a co! Polowałam na nią od wieków, zachodziłam i omiatałam tęsknym wzrokiem szafę essence, dzisiaj myślałam, że mam fatamorganę.
Całe szczęście nie i za 6,99 nabyłam cudną zwierzaczkową płytkę.
Co prawda moje zdolności stempelkowania okazały się dużo gorsze niż wyobrażenia o nich, ale ćwiczenia czynią mistrza ;)
O dziwo poszłam tylko po płytkę i TYLKO z nią wyszłam! No może gdyby były lakiery do cracku, to przemówiłyby mi do sumienia.
PS. Dużo się ostatnio na uczelni dzieje, wpisy, zmiana promotora. Czekają Was wkrótce recenzje kolejnych kosmetyków FlosLeku, HairManya i tag o tym jak mieszkają moje kosmetyki, szkoda, że nie mam takiego porządku jak wszystkie dziewczyny :(

niedziela, 26 czerwca 2011

Łagodny żel do higieny intymnej z FlosLeku

Na stronie FlosLeku żel jest reklamowany jako nowość, powiem szczerze, że w sklepach i aptekach jeszcze go nie widziałam. Początkowo, gdy zobaczyłam opakowanie, to wydało mi się bardzo małe. Jednak podczas używania prawie w ogóle go nie ubywa. Sądzę, że starczy mi na długo.
Według producenta łagodnie, myje, neutralizuje zapach, zapewniając wielogodzinne uczucie świeżości i nie wysusza.Zgadzam się z tym w 100%.
Chociaż początkowo zapachu nie wyczuwałam w ogóle, teraz jest lekko owocowy. Albo kosmetyk wydziela swój bukiet zapachów w miarę używania, albo ja mam upośledzony zmysł węchu :)
Jednak zapach kosmetyku nie jest już wyczuwalny na ciele, w przeciwieństwie do Facelle, ale on mnie chyba lekko wysuszał. W każdym razie dużo lepiej mi się go używa niż ziaja intima kremowa.
Jestem ciekawa na ile starczy mi buteleczka, bo wydaje mi się, że z dużych butli innych firm płyn znikał szybciej.
Podsumowując:
Na plus:
-długotrwałe odświeżenie
-nie podrażnia, a wręcz łagodzi
-delikatny zapach
-opakowanie ma dołączoną ulotkę opisującą serię i działanie żelu
-wygodny dozownik
-wydajny(ocena po 2 tygodniach)

Na minus:
-dostępność- jeszcze nie widziałam nigdzie, oprócz internetowego sklepu firmowego
-opakowanie nie jest przezroczyste- wolę widzieć ile produktu mi zostało

Używałyście już? Jest u Was dostępny, czy tylko moja okolica taka uboga w FlosLek?

piątek, 24 czerwca 2011

Czekoladowy płyn do kąpieli Original Source

Marka Original Source szturmem wchodzi na polski rynek. Nagle z każdej strony kampanie reklamowe w internecie, zwłaszcza na wizażu, oraz dosyć nietypowe akcje w sklepach. Zachęcona ciekawymi zapachami kupiłam dwa produkty i dziś jeden z nich opiszę.
Płyn do kąpieli jest zamknięty w butelce przypominającej frugo, albo mleko. Zapach ma przepiękny, prawdziwa czekolada miętowa, aż chciałoby się zjeść taką mieszankę. Bardzo fajny jako dodatek do prezentu, bo ładnie wygląda i pięknie pachnie.
To chyba na tyle z zalet. Po pierwsze płyn jest niesamowicie rzadki, w zasadzie jak kakao do picia. Po drugie, mam miniwanienkę dołączoną do prysznica, a musiałam wlać dosyć sporo płynu żeby była piana. Zapach jest piękny, ale szybko znika, 10 min i nic już nie czuć. Widoczna na zdjęciu ilośc to pozostałośc po dwóch kąpielach.
Reasumując, płyn do kąpieli Original Source jest dla mnie zbędnym gadżetem. Ładnie wygląda i pachnie przez chwilę, jest za to niesamowicie niewydajny(jak ktoś ma normalną wannę, to pewnie na max. 2 kąpiele starczy), w dodatku cena 10 zł za taką wydajność i jakość jest zbyt wygórowana. Będę dalej poszukiwać idealnego umilacza kąpieli, ale tego raczej nie polecam.

czwartek, 23 czerwca 2011

Wyniki Giveawaya!

Miałam postawić na nowoczesne systemy losujące, ale już po losowaniu na moim książkowym blogu zauważyłam, że maszyny mają ulubiony przedział z jakiego wybierają, więc postanowiłam dać wszystkim równe szanse.
Spisałam wszystkie przysługujące losy, wydrukowałam i pocięłam na paseczki, następnie z zamkniętymi oczami moja łapka wylądowała w pudełku, nie przeciągając- nagroda 1 wędruje do materialistki!


Natomiast zestaw numer 2 do julaa!
Dziewczyny gratuluję! Julę poproszę jeszcze o podanie swojego maila i jutro skontaktuję się z Wami w sprawie adresów do wysyłki.
Bardzo dziękuję wszystkim za zabawę, obyło się bez przykrych niespodzianek. Mam nadzieję, że już wkrótce będę mogła zrobić podobną akcję :)

środa, 22 czerwca 2011

Wibo express growth

Tytułem wstępu, losy trafiają do maszyny losującej, o wyniki postaram się jutro :)
A teraz coś o lakierze, gdy tylko zobaczyłam lakier wibo w odcieniu 312 nadeszły mnie wspomnienia. Otóż kiedy Kasia, choć z racji 157 cm wzrostu trudno to sobie wyobrazić była mniejszą, a w zasadzie małą Kasią zapragnęła lakieru do paznokci.
Wybrawszy się do drogerii, zakupiła lakier w najbardziej oczodającym kolorze pomarańczowym marki inglot, a były to czasy, kiedy inglot kosztował 6 złotych(hohoho i więcej temu). W każdy piątek wieczorem, a czasami w tygodniu malowała w skupieniu pazurki, aby zmyć je przed szkołą. Kolor świecił w ciemnościach, ale był to pierwszy oprócz wiśniowego błyszczyku w kulce "dorosły" kosmetyk.
Same więc rozumiecie, że nie mogłam się oprzeć temu lakierowi :) Jest bardziej stonowany niż pierwowzór i bardzo trwały. Nie odpryskuje, wygodnie się maluje, kosztuje ok 5 zł, czego chcieć więcej? :)

wtorek, 21 czerwca 2011

Współpraca z Kemon

Hej dziewczyny, jak już pewnie częśc z Was zauważyła kilka dni temu na blogu pojawił się banner o współpracy z Kemon.
Pan Adam z Kemon przesłał mi do testowania dwa produkty z nowej linii Hair Manya.
Produkty można kupic w salonach fryzjerskich, których listę znajdziemy TUTAJ
Albo w sklepie internetowym dostępnym TU.
Mi w udziale przypadło testowanie lakieru do włosów w sprayu i fluidu.
Postaram się o jakieś opinie już wkrótce!
Ten post jest już ostatnim z gorszymi zdjęciami :)
A Wy słyszałyście wcześniej o Kemon i Hair Manyi?


poniedziałek, 20 czerwca 2011

Organizacyjnie

Przypominam, że macie jeszcze dobę na zapisy do rozdania, banner z linkiem widoczny u góry :)
Muszę też się pochwalić, że w końcu polepszy się jakość zdjęć na blogu.
Będą trwały testy ustawień i opcji, ale liczę, że różnica będzie widoczna, może nie w jutrzejszym poście, bo na niego materiał był szykowany już dawno.

Letni makijaż z użyciem rzęs KK Center/ Sumer make-up with KK Center false eyelashes

Witajcie, dzisiejszy post będzie o letnim makijażu z użyciem rzęs KK Center HK, przyznam szczerze, że nigdy nie zakładałam sztucznych rzęs, więc wybaczcie :)

Hi everyone! My English is terrible but I hope you understand me :) Today's post will be about summer make-up with KK Center HK eyelashes. I must honestly confess that it is my first time when I am applying false eyelashes on my own, so forgive me! :)




Wybrałam zestaw A720. Ten model wygląda bardzo naturalnie

I picked A720 set. This design looks very natural.


Oko: baza pod cienie kobo, cień kobo 212, cienie 118 i 133 inglot amc shine, kajal essence w odcieniu cool breeze, sztuczne rzęsy i tusz do rzęs essence.

Eye: kobo eye-shadow primer, kobo eye-shadow 212, inglots eye-shadows 118 and 133, essence kajal pencil- cool breeze, fake lashes end essence mascara.

I co sądzicie o efekcie

And what do you think about this effect?


Według mnie rzęsy wyglądają dobrze, chociaż aplikacja nie jest łatwa. Podczas noszenia je czuję. Uczucie podobne do pierwszego noszenia soczewek kontaktowych.

In my opinion lashes looks very good, of course applying isn`t easy. And I feel something on my eye wearing this lashes. This feeling is like wearing first time contact lenses.


Produkt będący przedmiotem wpisu został udostępniony przez PR jednak nie wpływa to na moją ocenę.

This post contains a sample product sent for consideration by PR but This fact has no influence on my review

sobota, 18 czerwca 2011

Haul zakupowy :)

Postanowiłam wykorzystac wygraną z wizażu na małe zakupy w rossmannie.
Jak już wcześniej wspominałam, na zakupy udaję się moim rowerkiem z koszyczkiem :)
Wybrałam, rzeczy które ciekawią mnie od dawna, czyli żel pod prysznic original source, płyn do kąpieli i samoopalacz.
Z rzeczy potrzebnych płyn do soczewek, który uwielbiam.
A z zachcianek lakier do paznokci wibo, o którym napiszę wkrótce.
Tym sposobem przynajmniej raz wizaż zapłacił za to o czym naczytałam się na forum, pozostawiając w spokoju mój portfel :)

piątek, 17 czerwca 2011

Panie Inglocie, to mały napad!

Obecne na zdjęciu zakupy są efektem mojego nowego postanowienia. Ponieważ mam większość potrzebnych mi rzeczy, a gdy nie chodzę do drogerii, to nic nie kupuję postanowiłam, że do drogerii będę jeździć rowerem. O ile wyprawa do rossmanna to kilka minut, to na moje nieszczęście zachciało mi się kleju do rzęs z inglota( w końcu mam testowac sztuczne rzęsy :) ). Klej ten miał w miarę dobre opinie więc pojechałam. Rowerem!
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że do najbliższej galerii z inglotem mam 16 km w jedną stronę :).
Wycieczka się udała, kupiłam tylko mały klej za 4 zł i 2 cienie. Wprost nie mogłam znieśc myśli, że moja kasetka świeci golizną, czyli pustymi kółeczkami.
Teraz prezentuje się o wiele lepiej, prawda? Jeszcze tylko 4 miejsca zostały :) Jutro postaram się zrobic jakiś makijaż z użyciem rzęs i zaprezentowac na blogu. Jak mi się spodobają, to zakupię większe opakowanie kleju, gdyż te jest naprawdę tyci tyci.

Zakupione cienie są widoczne obok, można powiększyc, jak widac na dwóch zdjęciach kolory nieco się różnią. Bliższy prawdzie jest ten z całością paletki. Odcienie 118 i 133. Cena 10 zł za kółeczko :) Dzisiaj z kolei miałam jeszcze małą wyprawę do rossmanna i przyszedł pan kurier, ale o tym w następnym odcinku :)

PS. przepraszam bardzo za brak literki "ć " w niektórych zdaniach. Niestety mój zastępczy komputer po wciśnięciu alta i literki c się zawiesza, z innymi działa bardzo dobrze :)

czwartek, 16 czerwca 2011

Zmywacz do paznokci sensique

Jakiś czas temu kilka osób prosiło mnie o recenzję zmywacza do paznokci sensique.
Do tej pory moim ulubionym zmywaczem był zmywacz z Biedronki, wiele osób zachwyca się tym Isany, jednak mi nie przypadł do gustu.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, a raczej w nos, to brak przeraźliwego smrodu.
Wydaje mi się, że nie czuc go tak jak inne zmywacze. W dodatku ma delikatny zapaszek, niby mango, ale jak już wspominałam zapachu mango nie znam.
Jednak mam wrażenie, że im dłużej go używam tym mniej owocowy zapach czuc, a zaczyna się przebijac typowy zapach.
Zmywa doskonale, nasączyc, przetrzec i już. Przypadkowo ostatnio trafił mi w łapki zmywacz innej firmy i nie chciał nawet wierzchniej części zmyc. A ten radzi sobie z 2 warstwami podkładu, wierzchnią ze stempelkami/crackiem i top coatem.
Chyba więcej rozpisywac się nie muszę, bardzo przypadł mi do gustu, jest wydajny- dopiero pół buteleczki zużyłam. Tani- ok 2-2,5 zł. Szkoda tylko,że dostępny wyłącznie w naturach, ostatnio rzadko tam bywam.

wtorek, 14 czerwca 2011

Pierwsze koty za płoty, czyli współpraca :)

Witajcie, jakiś czas temu zgłosiło się do mnie kilka osób z prośbą o przetestowanie ich produktów. Zgodziłam się, a dziś przyszły do mnie dwie paczki.


Tu zaskoczenie było ogromne, spodziewałam się kilku próbek i jakiegoś pełnowymiarowego produktu, a przyszła prawie 3 kg paka kosmetyków! Dziękuję bardzo firmie za ich udostępnienie.
Większość jest stworzona dla mnie, zwłaszcza krem po ugryzieniach owadów i odstraszające owady specyfiki. Jestem też ciekawa kremu do higieny intymnej i innych rzeczy. Spodziewajcie się za jakieś 2 tygodnie, bo tyle powinno zając mi wyrobienie sobie opinii zalewu recenzji. Zapowiada się ciekawie.


A tu zdjęcie wszystkich produktów, do testów będzie potrzebna mama :) Wymagająca testerka, zobaczymy jak się sprawdzą na jej twarzy produkty do cery dojrzałej.
A nieco wcześniej przesyłka z http://www.kkcenterhk.com/ 10 par sztucznych rzęs, obym podołała aplikacji, może być ciężko, nigdy sama nie zakładałam rzęs :)
SKlepy tych firm trafiły do paska bocznego, lecę odpocząć po wycieczce rowerowej i obwąchać paczkę ;)
Buziaki! :*

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Masło do ciała BeBeauty- Mango

Oceniane masełko nie pojawia się w stałej ofercie, jednak można je ustrzelić co jakiś czas w gazetkach urodowych, ja kupiłam je wczesną wiosną.
Masła do ciała bardzo lubię i korzystałam już z wielu różnych firm. Jednak to jest zupełnie inne od wszystkich.
Nie przypominam sobie żadnego aż tak gęstego masła, przeważnie masełkiem są z nazwy, a konsystencją przypominają krem/balsam. W tym przypadku jest inaczej, konsystencja jest bardzo gęsta, przypomina wręcz zbity serek topiony. Jednak wystarczy wygrzebać trochę z pudełeczka, a roztapia się na skórze. Zapach jest ładny, czy jest to mango nie wiem, ponieważ nie pamiętam zapachu tego owocu. Ale zostawia przyjemny aromat na skórze, najbardziej lubię smarować się nim rano, albo po południu po prysznicu, czuję wtedy cudowne orzeźwienie skóry. Na opakowaniu jest napisane, że zawiera połyskujące drobinki. To prawda, są bardzo drobniutkie, delikatne, że nie zawsze je zauważam. Najlepiej by pasowały do opalonej skóry. Nie są jednak na tyle nachalne, żeby rezygnować z aplikacji kremu na dzień. Kolejną zaletą jest, że nie pozostawia tłustej powłoki i szybko się wchłania.

Teraz krótka ciekawostka o kosmetykach z biedronki. Jakiś czas temu można było dostrzec na opakowaniu np. żelu micelarnego Tołpa wyprodukowała dla Biedronki, teraz zamiast tego mamy napis wyprodukowano w UE dla Jeronimo Martins, niby ok bo produkt ten sam, mamy zaufanie do sprzedającego, ale ciekawi nadal kto jest producentem.
Pewna wizażanka podsunęła adres strony http://www.gepir.pl/gepirclient/Strony/party_by_gtin.aspx dzięki której po wpisaniu kodu kreskowego możemy poznać producenta produktu. Producent masełka znajduje się tu http://www.tmsint.com.pl/products.htm. Świetny patent, sama często sprawdzam niektóre produkty :)

Wracając do recenzji, bardzo polecam masełko dostępne za ok 7 zł, ostatnio znowu było w Biedronkach, widziałam je u siebie :) Dla zainteresowanych skład :

niedziela, 12 czerwca 2011

Krem do rąk Xerand z serii Lipikar La Roche-Posay

Jak już wcześniej pokazywałam we wcześniejszym haulu, od pewnego czasu używam kremu do rąk z serii Lipikar.
Opis producenta:
" Działanie: Dzięki swym składnikom nawilżającym i regenerującym Xerand odtwarza ochronna warstwę hydrolipidową i sprawia, że skóra staje się bardziej miękka i delikatna. Bardzo przyjemny w użyciu Xerand tworzy cienka, nietłustą warstwę na dłoniach, po czym natychmiast się wchłania. Odporny na działanie wody, chroni naskórek przed codziennym działaniem czynników drażniących."

Wiosna jest dla mnie szczególnie trudnym okresem. Wszechobecne pyłki zmniejszają moją odporność i wychodzą na wierzch wszystkie moje alergie. Niestety stan mojej łapki zmusił mnie do odbycia wycieczki do dermatologa. Dostałam zalecenia, maści sterydowe i przykaz, abym natłuszczała dłonie Lipikarem, noszę go więc w torebce codziennie.
Nawilża świetnie, skóra jest mięciutka, gładka, choć lekko tłustawa, ale w porównaniu do moich maści, jest to niezauważalne.
Krem wchłania się dosyć szybko, jednak dla "zwykłych śmiertelników" polecam go raczej na noc. Bardzo podoba mi się jego delikatny, kwiatowy zapach. Cena niska jak na tą serię- zapłaciłam 17 zł za 50ml kremu. Warto, mój ulubiony krem, chociaż inne też kocham i gdy już będę mogła, to wrócę do nich :)
Reasumując- polecam, a ja poskarżę się na mój podły weekend. Wczoraj dostałam paskudnej wysypki po owocach, dokładnie 2 tyg po tym jak wyleczyłam zapuchnięte od alergii oczy. Ciężkie jest życie wiosną.
No i niestety dzisiaj rano mój laptop wypiął się na mnie po 4 latach współpracy. Niestety wypiął się połykając najnowsze materiały i poprawki do pracy, ale całodniowe działania pozwoliły odzyskać co potrzebuję. Ehh, nieszczęścia biegają stadami.

sobota, 11 czerwca 2011

Porozmawiajmy o serialach part. 1

Przyznam się Wam do mojego najcięższego holizmu- serialoholizm. Jestem odporna na wszelkiego rodzaju telenowele, ale seriale w których sezon trwa do 25 odc wciągają mnie jak diabli. Wystarczy mała wzmianka: "Słyszałaś o X? Bardzo dobry serial" , a ja już szukam opisu, później włączam jeden odcinek na próbę i przepadam. Ostatnio udało mi się wyrwać z nałogu i oglądam tylko kiedy ćwiczę, więc łączę przyjemne z pożytecznym :) niestety odcinki moich ulubionych seriali się skończyły, a nowe dopiero na jesieni, jeśli macie coś do zaproponowania, piszcie w komentarzach.
Niekwestionowany numer jeden, mam do niego szczególny sentyment. Gospodynie domowe z Wisteria Lane są ze mną od wakacji, początkowo z niecierpliwością czekałam na kolejne sezony na polsacie. Później polsat zaczął być tak daleko w tyle, że zniecierpliwiona idąc śladem innych fanek zaczęłam oglądać przez internet. Ostatnie 2 sezony oglądałam bez napisów, szkoląc swój angielski. Przyjemne z pożytecznym. Za co kocham ten serial? Wzbudza tyle emocji, śmiech, łzy, złość. Co sezon pojawia się zagadka, którą trzeba będzie rozwiązać, pojawiają się nowe kłopoty. Kilka scen jest tak pięknych, że będę o nich pamiętać zawsze.
Uroczym desperatkom depczą po piętach lekarze ze szpitala Św. Serca. Tu nic nie jest normalne, a już najmniej wyobraźnia narratora, czyli Johna Doriana. Ubolewam, że nie są kręcone dalsze sezony, ale gdy tylko mam zły humor włączam sobie wyrywkowo jakiś odcinek.
Jednak nie jest to zwykły, głupkowaty serial komediowy, tu też bohaterowie stają przed życiowymi dylematami, dramatami, dorastają, a czasami muszą poradzić sobie ze śmiercią pacjentów. Idealnie przeplecione poczucie humoru z zadumą.Uwielbiam każdego bohatera bez wyjątku, każdy coś wnosi w fabułę, są bardzo charakterystyczni. Co najważniejsze, mimo, że jest to serial komediowy nie ma podkładanego śmiechu.
A może kolejna komedia? Co stanie się z grupą kujonów, doktorów fizyki, gdy do ich sąsiedztwa wprowadzi się roztrzepana blondynka? Czy taka znajomość ma szansę na przyszłość? Przezabawny serial, w którym żaden z bohaterów nie jest nijaki, a Sheldon Cooper jest moim zdecydowanym numerem jeden. Najnowszy serial z tych przedstawionych w rankingu.
A może coś bardziej mrocznego? Wampiry! O ile całej gorączce toczącej wokół zmierzchu udało mi się oprzeć, to w ten serial wkręciłam się na maksa. Może za sprawą bohaterów, a może to urok Iana Somelhardera :) Serial niby młodzieżowy, ale z przyjemnością oglądałam go zarówno ja, jak i mama, no a nastolatką przestałam być już dobrych kilka lat temu.
A może małe cofnięcie w przeszłość? Czy raczej w przyszłość, otóż w roku 2030 Ted Mosby postanawia opowiedzieć swoim dzieciom jak poznał ich matkę. I tak oto, od kilku sezonów opowiada jak żyło się grupce przyjaciół, rozpoczynając od roku 2005. Serial jest rewelacyjny, chociaż na początku denerwował mnie sztuczny śmiech, do którego całe szczęście da się przyzwyczaić.

Ostatni opisywany w tej części( chociaż Was może to szokować, to więcej seriali oglądałam). Weeds oglądałam w poprzednie wakacje, upały były i u nich i u nas :) Serial opowiada historię wdowy, która mając kłopoty finansowe zaczyna handlować marihuaną budując powoli swoje własne imperium narkotykowe, żeby nie było tak prosto musi zmagać się z konkurencją i władzami. Polecam, chociaż główna bohaterka irytuje swoją mimiką twarzy i zachowaniem.

Uff, jeśli ktoś dobrnął do końca, to gratuluję :) Sporo tego, w zeszłym roku miałam spore kłopoty z bezsennością i seriale pozwalały mi zasnąć. Często mimo to nie mogłam spać do 3-4 rano, a o 6-7 pobudka na uczelnię.
Notkę dedykuję Ewelinie, mojemu serialowemu guru. A teraz moje drogie zapraszam do dodawania propozycji co powinnam obejrzeć przez wakacje :) Jeszcze kiedyś na pewno opowiem o innych serialach, dlatego tytuł ma part.1 :)

czwartek, 9 czerwca 2011

Mgiełka do ciała Japanese Cherry Blossom The Body Shop

Moja druga, a w zasadzie pierwsza mgiełka z The Body Shop, to od niej wszystko się zaczęło :)

Zapach uwiódł mnie od pierwszej chwili. Słodki i delikatny jednocześnie. Buteleczka jest znacznie praktyczniejsza niż poprzedni oceniany przeze mnie produkt.
Można zabrać ją w naprawdę mikroskopijnej torebeczce i odświeżać się w razie potrzeb, w dodatku jest plastikowa, więc lżejsza niż poprzedniczka.
Noszę obydwie na zmianę. Jednak ten zapach wydaje się być delikatniejszy, a jednocześnie mniej ulotny.
Wyczuwam go czasami nawet gdy się nie popryskam. A kwiat wiśni zawładnął moim sercem.
Marzy mi się woda toaletowa o tym zapachu, żel pod prysznic, balsam do ciała i w ogóle wszystko co jest w tej serii. No ale niestety do lipca muszę zaciskać pasa i raczej nie pozwolę sobie na szaleństwa :)
Cena 39 zł/100 ml czyli wyższa niż pierwszej, ale warto, naprawdę warto!
Może moja słabość do niej wynika z tego, że pachnie jak moja pierwsza woda toaletowa, którą dostałam od chrzestnej, była to seria dla małych dziewczynek z avonu. Do tej pory pamiętam zapach, cudo.
PS. Chyba będę musiała wybrać coś nowego do oceniania, bo samymi zapachami Was atakuję ostatnio :)

wtorek, 7 czerwca 2011

Ziaja bloker- antyperspirant

O istnieniu blokera ziai dowiedziałam się z forum wizaż.pl, jednak to recenzja Siulki przekonała mnie do zakupu. W zasadzie od razu po przeczytaniu całej notki popędziłam do apteki. Tu moja chęć posiadania napotkała pewien opór, gdyż blokera nie ma, ale pani farmaceutka zaproponowała mi bloker słoneczny(! cóż za różnica).
W końcu w trzeciej z kolei aptece dowiedziałam się, że owszem wiedzą o istnieniu blokera i sprawdzą, gdyż sporo klientek się dopytywało i powinien już być. No i był. Zapłaciłam trochę więcej niż Siulka, gdyż 8 złotych groszy 50.
Uradowana pogalopowałam do domu wczytać się w instrukcję.
Zasada jest prosta. Przez pierwsze trzy noce smarujemy umyte i osuszone paszki blokerem, a później stosujemy go raz bądź dwa razy w tygodniu.
Stosuję dokładnie zgodnie z zaleceniami i nic mnie nie podrażnia, ani nie uczula. Co rano stosuję inny dezodorant bądź antyperspirant i różnica jest ogromna. Skończyły się mokre plamy pod pachami i przykre niespodzianki. Mogę być pewna, że mam sucho pod pachami i nie straszę innych. Kosmetyk zapachu prawie nie ma, bo jak sama nazwa wskazuje ma blokować nadmierną potliwość, a nie maskować zapach.
Bardzo polecam, niska cena i wysoka skuteczność. Używałyście innych antyperspirantów ziai?

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Graffiti nail top IsaDora

Pewnie każda z Was słyszała już o crack manicure, zwanym również graffiti. Ja widziałam swatche już bardzo dawno, później z zaciekawieniem oglądałam zdjęcia paznokci IsaDory na wizażu, następnie zaczęłam rejestrować wysyp lakierów do cracku innych firm.
Obecnie wszelkie półki cenowe produkują tego typu lakiery, widziałam wersje Essence, IsaDory, Inglota, słyszałam o Viperze, Debby, podobno Bell też ma wprowadzić je do swojej oferty.
Cena kształtuje się od 10-32zł.
Powiem szczerze, że z miłości do Essence czaiłam się na lakier tej marki, ale u nich krucho ostatnio z dostawami, więc szarpnęłam się na IsaDorę.
Efekt widać na zdjęciu obok( przepraszam za jakość, dysponuję tylko komórką), zdjęcie nie oddaje piękna tego manicure.
Paznokcie ze zdjęcia były robione niecierpliwie, więc efekt słabszy niż moja pierwsza próba wykonana zgodnie z podpowiedziami konsultantki z drogerii Hebe( pani naprawdę znała się na oferowanym towarze!).
Zgodnie z poradami paznokcie najlepiej pomalować lakierem bazowym przed snem, aby bardzo dobrze wyschły. Rano pociągamy warstwą górną(ta która ma nam popękać) po 30 sekundach pojawiają się pękania, później wystarczy pomalować jakimś bezbarwnym top coatem.
Ja swój kupiłam na dworcu śródmieście i bardzo, ale to bardzo go polecam. Bell Fluo Finish Top Coat z efektem UV. Wzory i lakiery wytrzymują z nim ponad tydzień bez odprysków! Podczas gdy bez niego wytrzymywały 3 dni. A za 6 zł, to grzech nie kupić :)

niedziela, 5 czerwca 2011

Mgiełka The Body Shop Pomergranate&Raspberry

Zdjęcie zaczerpnięte ze strony www.thebodyshop.com.
Nadeszły upały, czas w którym zdecydowanie nie czuję się w swoim żywiole. Chowam się, wietrze pomieszczenia, prysznic jest używany co chwila, a i tak odczuwam skutki upałów.
Być może mojej chorobliwej wręcz bladolicości zawdzięczam złe samopoczucie w upały. W taką pogodę jak ta, mogę spać 24 godziny na dobę i nie ważne czy to będzie łóżko, krzesło, czy autobus. Drugą dolegliwością jest klejenie się do wszystkiego. Wiadomo, podróże komunikacją publiczną nie sprzyjają uczuciu odświeżenia.
Dlatego ja wytoczyłam wojnę uczuciu nieświeżości. W ruch poszły pochowane mydełka z lusha, aromatyczne balsamy, następnie popędziłam po antyperspiranty i mgiełki do ciała.
Pomergranate&Raspberry jest drugą mgiełką jaką kupiłam. Zgodnie z opisem może być używana do odświeżania pomieszczenia, ubrań bądź ciała.
Zdziwiłam się nieco, ponieważ stała tam gdzie zwykłe mgiełki, a na rachunku widniał napis odświeżacz powietrza. Cóż mimo to używam jej tylko na skórę i włosy :)
Ma śliczny zapach, słodki, przypomina mi wody toaletowe dla dzieci, jakich kiedyś używałam. Niestety zapach jest bardzo ulotny, po pewnym czasie nie wyczuwalny. Ale w końcu to nie woda toaletowa, czy perfumy, a mgiełka.
Cena 29 zł za 100ml.
Z pewnością wypróbuję jeszcze inne zapachy, podobały mi się dwa. Mgiełka jest raczej wydajna, cena może być, jakość zadowalająca.
Zabieram swoje 2 mgiełki na zmianę gdy gdzieś wychodzę. O drugiej napiszę już wkrótce!

środa, 1 czerwca 2011

Krem nawilżający do skóry wrażliwej- FlosLek

Ostatnio natchniona wizytą u dermatologa zaczęłam się skłaniać bardziej ku kosmetykom aptecznym. Co prawda z moją twarzą jest wszystko w porządku i kremy drogeryjne jej nie szkodzą, ale porównując jakość kremu do rąk aptecznego z drogeryjnym postanowiłam zrobić małą rewolucję w zapasach kosmetyków.
Skończyła się zima, skończyła i moja ziaja calma, powędrowałam do apteki z zamiarem kupienia kremu zachwalanego przez moją koleżankę, a mianowicie FlosLek Happy Per Aqua.
Niestety nie było, ale pani farmaceutka poleciła mi inny krem z tej samej firmy.
Krem nawilżający do cery wrażliwej, szybki rzut oka na opakowanie:
"Krem o lekkiej konsystencji, bardzo szybko wchłania się pozostawiając na skórze delikatny film ochronny, pozwalający na zachowanie naturalnej równowagi wodno-lipidowej, głęboko i intensywnie nawilża (podnosi poziom nawilżenia nawet o 70%) - potwierdziły to badania aparaturowe; delikatnie natłuszcza skórę, zmniejsza widoczność zmarszczek. Systematycznie stosowany wyraźnie poprawia wygląd skóry - odzyskuje ona naturalną delikatność, gładkość, jędrność i koloryt. Stosowany pod makijaż zwiększa jego trwałość."

Wydaje mi się, że krem będzie bardzo wydajny, to co bardzo mi się podoba- opakowanie. Zamiast gmerać w słoiczku wyciskamy tyle ile chcemy na dłoń i aplikujemy. Tubka ma standardową pojemność 50ml.
Krem ma bardzo lekką konsystencję, dobrze nawilża, dosyć szybko się wchłania. Pozostawia lekką powłoczkę na twarzy, ja akurat mimo zaleceń stosowania na dzień stosuję go na noc, a jeśli w dzień, to i tak pudruję twarz, więc nie przeszkadza.
Mnie nie zapchał, zmarszczek jeszcze nie mam, więc się nie wypowiem. Ogólnie jestem zadowolona, chociaż sporym minusem jest dostępność kosmetyków- w większości okolicznych aptek mają pełen wybór droższych kosmetyków typu Vichy, La RochePosay, dla polskich firm pozostawiając malutkie miejsce na półce.
Mógłby troszeczkę inaczej pachniec, ale jest to seria dla cery wrażliwej, więc się nie czepiam.

PS. Jak podoba się nowy wystrój? Pasuje do upałów?