Przyszła moja długo wyczekiwana paczka z Lusha. Czekałam na nią prawie miesiąc, jedna zaginęła w akcji, lecz po miłej wymianie maili załoga Lusha błyskawicznie skompletowała mi nowe zamówienie. Po niecał
ych 2 tygodniach kosmetyki zawitały do mnie :)
Paczuszka oklejona papierową taśmą, oczywiście w pełni biodegradowalną. Do tego śmieszne pianki w środku. Przysięgam, że jak niosłam paczkę z poczty do domu, to czułam jej zapach, nie wiem kto jest winowajcą, ale chyba Seanik.
Co zamawiałam?
Snow Fairy Gift: W skład zestawu wchodzi 100g żelu pod prysznic Snow Fairy, kostka do masażu Shimmy Shimmy i mydełko Angel's Delight. Całość pełna kolorowych pianek, zapakowana w tekturowe pudełko i papier ozdobny. Papier owinięty jest piękną wstążką i ma uroczy dzwoneczek przy kokardce :) Z tego co pamiętam był też bilecik na dedykację, ale już go zgubiłam, bo to prezent ode mnie dla mnie :) Aha no i nie zapominajmy o dołożonej do prezentu 10% zniżce ;)
New Shampoo i Seanik: Kolejne 2 szampony w kostce. Mam już The ultimate Shine i Godivę. Oczywiście puszeczka gratis, w sumie już dwie :). Wstępne wrażenia, Seanik pachnie nieziemsko, znajomo, ale nie wiem jak. Czuję wiosnę, świeżość. Za to New Shampoo- zapach raczej nie mój. Mocno ziołowy czuję imbir, cynamon i coś jakby mentol. Mam dylemat zostawiać kostki jak są, czy przekroić na pół, całości lepiej się chyba używa, ale jak coś nie podpasuje, to połówka powędruje w świat :)
Fresh Farmacy: Mydełko do twarzy. Pachnie hmm... basenem jakąś wilgocią? Nie wiem, nie jest to zapach przykry, może kojarzyć mi się jeszcze z mydłem malarskim.
Aqua Marina: wnętrze to rozbełtane coś, zapach uderza w nozdrza i szybko zakręcam nakrętkę. Potworny smród. Ostry, uderzający i powalający. Nie wiem jak nałożę to na twarz. Mam zamiar używać ją zgodnie z przepisem ze strony rozrabiając ją na lekką pastę do oczyszczania twarzy.
Skin Drink:Krem do twarzy i od niego oczekuję najwięcej. Moja cera w sezonie grzewczym szybko się przesusza, więc liczę, że pomoże. Zapach, hmm wyczuwam delikatnie jakieś kwiaty, ale nie jest to najpiękniejszy zapach. Konsystencja budyniu, pozostawia lekko tłustawą warstewkę.
Rock star: o tym mydełku widziałam wiele ochów i achów na filmikach youtubowych, lecz dla mnie zapach jest mocno średni. Mydło ma bardzo kremową konsystencje i pachnie sympatycznie, ale sztucznie, nie to co Honey I Washed The Kids, po którym mam ochotę pogryźć i gąbkę i siebie :)
Coconut: dezodorant w talku, śliczny zapach czysto kokosowy, poużywam i zobaczę co o tym sądzić.
Chyba nic nie pominęłam z mojej paczuszki. Lecę zaraz się kąpać i lushować, nie wiem tylko co zabrać ze sobą do łazienki ;) Obiecuję opisać bardziej te wszystkie cuda jak je przetestuję.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Ahh Fresh Farmacy! ;)
OdpowiedzUsuńRock Star nadal wiernie czeka w opakowaniu, nieotwarte, aż skonczę poprzednie ;). Ale tak mnie kusi...
New mi nie podpasował ze względu na zapach, jaki ma na mokrych włosach ;(.
Fajne są te gift boxy, chciałabym kiedyś jakiś nabyć ;).
Daj znać jak się sprawuje Shimmy Shimmy ;)