środa, 5 grudnia 2012

Jak nie dać się wyrolować Mikołajowi.

                      Wczorajsze i dzisiejsze zakupy skłoniły mnie do napisania tego posta. Zbliża się gwiazdka, a ja w tym roku postanowiłam sprawę prezentów świątecznych załatwić wcześniej. Większość pozamawiałam przez internet, do kupienia został tylko jeden. Jednak jutro są Mikołajki i miałam do kupienia kilka drobiazgów kosmetycznych.                       Wybrałam się  do Rossmanna, po zakup prezentu dla wylosowanej osoby z pracy. Limit na upominki nie był oszałamiający- 10 zł. Początkowo miałam zakupić świeczki, ale moją uwagę przykuło stanowisko z akcesoriami do kąpieli.            
                Zadowolona wybrałam żel do mycia, w ozdobnej butelce i wanienkę z kuleczkami, która miała kosztować 4 zł. Kupowałam również kilka drobiazgów dla siebie, więc gdyby nie towarzysząca mi przy zakupach mama nie zwróciłabym uwagi na różnicę w cenie. Otóż dzięki mojej mamusi, która ma manię czytania rachunków, dowiedziałam się, że wanienka kosztuje 12 zł. Zaciekawione i świadome, że sprzedawca ma obowiązek sprzedać towar po cenie z półki, poszłyśmy z powrotem do regału. Okazało się, cena 4 zł, była przypisana do tyci saszetki z żelem, która była schowana tuż pod jedną z wanienek, a właściwa cena była napisana na mniejszej etykietce, wciśniętej w rogu półki. Wanienkę zwróciłam i otrzymałam pieniądze.
                       Dzisiaj z kolei specjalnie nadrobiłam drogi, żeby wstąpić do Natury. Pokupowałam upominki dla rodziny "pod poduszkę" i ruszyłam pędem na pociąg. Dopiero, gdy już byłam w środku zastanowiło mnie, że wydałam ciut więcej niż zamierzałam. Ceny kosmetyków się zgadzały co do grosika, a i owszem. Natomiast kupione miniaturowe torebeczki zamiast 1,99 kosztowały odpowiednio 3,5 i 4,5. Jednym słowem zamiast 4 zł, zapłaciłam 8 zł, za coś, w co mieści się tylko lakier. Żałuję, że nie sprawdziłam paragonu w sklepie. Niestety na takich ludziach, którzy spieszą się po pozostałe produkty, na pociąg, czy chcą po prostu wydostać się z zatłoczonej drogerii, czyhają sprzedawcy.
Mi pozostaje się cieszyć, że pozostałe prezenty zostały zakupione bez problemu. Zamówione przez internet, dostarczone kurierem, bądź odebrane osobiście, w tej samej cenie co na stronie.


Apeluję więc do wszystkich czytelników, sprawdzajcie dokładnie rachunki! Zwłaszcza, gdy robicie spore zakupy, wtedy  najłatwiej można zostać oszukanym!



3 komentarze:

  1. Nie raz zwracałam uwagę na to, że ceny na produktach nie zgadzają się z cenami na paragonie. Z moją mamą wyrobiłam sobie już nawyk sprawdzania każdej pozycji na paragonie i przed podejściem do kasy podliczania ile mniej więcej powinnam zapłacić. Niezależnie czy to jest drogeria czy sklep z ciuchami czy nawet Auchan przekręty się zdarzają.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też zawsze czytam rachunki. W Lesznie w Tesco jak cena na półce jest inna niż na etykiecie, to można zwrócić produkt jeśli nam to nie odpowiada, za cholerę nie oddadzą różnicy.

    OdpowiedzUsuń
  3. @kosmetykomania- jeśli produkt zgadza się z etykietką, to mają obowiązek po takiej cenie go sprzedać. Mimo, że cena przy kasie jest inna :)

    OdpowiedzUsuń