

Myślałam, że nie wytrzymam i zaraz ją zmyję- musicie się przygotować, na to, iż pierwsze użycie nie będzie bardzo komfortowe. Przynajmniej dla mnie i dla mojego testera w postaci taty.
Czemu? Maseczka po nałożeniu zaczyna się utleniać i "puchnąć" pojawia się na twarzy piana, a my czujemy "gilgotanie". Za pierwszym razem trzymałam ją bardzo krótko, później stopniowo wydłużałam czas do 20-30 min.
Uwielbiam ją zwłaszcza w przed kobiecymi dniami, gdy zaczynają się szykować na twarzy małe niespodzianki, ona je łagodzi i powoduje, że nie mają szansy się rozwinąć.

Skład:
water, kaolin, glycerin, propylene glycol, cerylstearyl alcohol, hydrolysis placenta (pig) proteins, oats (avena sativa) ß- glucan, jojoba (simmondsia chinesis) seed oil, bisabolol, North American gold subaequale (ham-amelis virginiana) extract, cetyl phosphate, potassium, purslane (portulaca oleracea) extract, carbomer, triethanolamine PH, sodium acrylate / acrylic acid copolymer taurate, methylisothiazolinone, sodium hyaluronate, EDTA disodium, fragrance.

Podsumowując-
Jedna z moich ulubionych maseczek, zmniejszyła wągry, łagodzi wyskakiwanie pryszczy, wygładza skórę, zmiękcza, nie mam po niej żadnych uczuleń i co najważniejsze- jest bardzo wydajna!
I na koniec bonus- królewna Fiona w masce :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz