czwartek, 25 listopada 2010

Sleek Line- Shampoo Repair&Shine with Silk Protein


"Intensywnie nawilżający szampon z jedwabiem do włosów zniszczonych lub po farbowaniu. Dzięki zawartości protein jedwabiu posiada właściwości silnie nawilżające skórę i włosy. Nadaje się do częstego stosowania.
Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Ammonium Lauryl Sulfate, Cocamide DEA, Glycereth-2 Cocoate, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Hydrolized Silk, Sodium Chloride, Polyquaternium-7, Citric Acid, Glycerin, Perfum, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Tetresodium EDTA, Eugenol, Hexyl Cinnamal, Linalool"

Trafiłam na niego zupełnie przypadkiem. W zasadzie to nie ja trafiłam, a mama poprosiła znajomą fryzjerkę o kupno jakiegoś szamponu do włosów farbowanych, żeby mi się rudości nie wypłukały.
Mam włosy do pasa(teraz krótsze, bo ciachnęłam 7cm :) ), myję je co drugi dzień. Uwierzcie mi lub nie, ale przy wspólnym korzystaniu z mamą i siostrą nadal mamy sporo w opakowaniu, a męczymy go już od końca września!
Co prawda na ponad miesiąc zdradzałam go z kostkami lusha, ale to i tak imponujący wynik biorąc pod uwagę, że siostrzyczka moja myje włosy codziennie.
Wróćmy jednak do szamponu. Wystarczy odrobina, żeby umyć włosy, dobrze się pieni, dobrze spłukuje, włosy są oczyszczone i nie przetłuszczają się szybciej. Co najważniejsze czuję ochronę i kolor nie wypłukuje się.
No dobra, to powiedziałam konkrety, a teraz za co najbardziej kocham ten szampon. Za zapach... Piękny, obłędny zapach landrynek i lizaków. Cudo po prostu, pachnie w opakowaniu, łazienka po myciu głowy pachnie szamponem, ręczniki, a włosy 2 dni po myciu. Mimo całej miłości do Lusha- jak dotąd żadnego szamponu nie pokochałam za zapach tak jak tego ze Sleek Line.
Bardzo lubię go w parze z maską mleczną Kerna, mam wtedy mięciutkie, błyszczące i pachnące włosy.
Co więcej podczas ostatniej wizyty u fryzjerki miałam nakładaną maskę z tej samej serii, włosy były prześliczne i cudnie pachniały.
Szczerze mówiąc grubo zastanowię się nad zakupem American Cream.Nie wiem czy odżywia włosy, zapach ma może piękny, ale w Polsce mogę mieć za te 50 zł tyle wartościowych produktów, że chyba zrezygnuję.
Wiem, że sporo osób narzeka na SLS w składach szamponów, sama miałam kiedyś fobię na ich punkcie. Unikałam ich jak ognia, niestety moje włosy po szamponach bez SLS wyglądają jak skołtunione siano :(
Co jest jeszcze ogromnym atutem? Za 1000ml zapłaciłam ok 7-9zł. Fryzjerka kupiła mi w hurtowni. Chyba skuszę się na resztę serii ;)



3 komentarze:

  1. heh, na szczęście już nie farbuję włosów ;) Świetna notka, buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. właśnie zastanawiam się nad kosmetykami z tej serii, na razie mam spore zapasy innych wiec jeszcze chwile sie wstrzymam z zakupami, ale przyznam sie bez bicia ze skusiłaś mnie swoją recenzją, szczególnie tym zapachem i ceną he he
    tez kiedys unikałam sls, ale dałam sobie z tym spokój, po sls miałam przyklapnięte i cięższe włosy:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam duże zapasy szamponów. Maski wykańczam, więc nie jest źle, ale złożyłam zamówienie w joannie i znów będą spore. Cóż, trzeba będzie bardziej dbać o włosy :)

    OdpowiedzUsuń