Książka "Dziewczyny z Dubaju" napisana przez dziennikarza Piotra Krysiaka została wydana w 2018r. i miała zatrząść społeczeństwem. Przewijała się wszędzie, w telewizji w prasie, widywałam ją w dyskontach. Jednak niedawno oddawałam książki w bibliotece i zauważyłam ją wśród książek do wypożyczenia.
Jeśli miałabym wydać na to dzieło 36,80 zł, byłoby to najgorzej wydane 36,80 zł w życiu. Męczyłam się z czytaniem tej książki ponad tydzień. Zastanawiałam się co gorszego czytałam w życiu i nie jestem w stanie znaleźć tytułu który by mnie tak wynudził. Nawet "50 twarzy Greya" miało jakąś fabułę.
Na wstępie książki autor podkreśla, że chce zachować autentyczność, dlatego zachowuje zapisy rozmów między dziewczynami w takiej formie w jakiej były. Rozumiem ten zabieg, jednakże nie rozumiem czemu niektóre dialogi pojawiały się po dwa, trzy razy? Kropka w kropkę ta sama sytuacja opisana w innych rozdziałach. Czy autor liczył, że zanudzi czytelnika tak bardzo, że nie zorientuje się, że dana sytuacja już była opisywana?
Czy z książki dowiedziałam się czegoś nowego? Myślę, że nie. Większość kulis sprawy przewijała się w telewizji i prasie. Jedyną nowością są dane prostytutek. W książce mają zmienione inicjały lub imiona ale dzięki niektórym faktom z książki i wujkowi google można poznać prawdziwe imiona i nazwiska.
Myślę, że gdyby autor skupił się na porządnym reportażu takim na klka stron, to byłaby to całkiem ciekawa lektura. Niestety myślę, że głównie chęć zysku na skandalu skłoniła autora do spłodzenia książki, a częste powtórzenia miały na celu zwiększenie ilości stron. Jeśli ktoś chce się przekonać czy moja opinia jest słuszna zapraszam do lektury. Myślę jednak, że można spędzić czas dużo ciekawiej.

2/10