wtorek, 22 lutego 2011

Wiosna

Chociaż termometr za oknem wskazuje -11 stopni ja już w kościach czuję wiosnę. Niestety przez zimę stałam się skrzyżowaniem kanapy z człowiekiem, moją aktywnością mogłabym powalić leniwce na kolana.
Zaczęło się niewinnie od spacerów z kijkami, potem z pewną dozą nieśmiałości zdjęłam ubrania z wielofunkcyjnego wieszaka jakim jest rowerek stacjonarny. Zaczęłam zużywać dostępne kremy, masełka i maseczki do twarzy i włosów.
Kolejnym kroczkiem były generalne porządki, trochę się pusto zrobiło, ale też jakoś przytulniej. Do tego zdrowe odżywianie i czerwona herbatka, a wiosnę przywitam z piękną cerą, kondycją i włosami ;)
Gwoździem do trumny mojego lenistwa jest karnet na basen- w końcu muszę go zużyć, żeby nie przepadł, a zostało na nim 4,5 godziny do wykorzystania.
Niestety mróz za oknem nie zachęca do spacerów, więc zaczęłam orbitrekować. No i postanowiłam popracować nad swoim angielskim, zapowiada się ciężka praca.A Wy też zaczęłyście szykować się na cieplejszą pogodę?

środa, 16 lutego 2011

Mydełka ręcznie robione

Od kiedy zobaczyłam tego posta na blogu Cammie poczułam chęć zrobienia własnego mydełka.
Oczywiście już dawno chodziło mi to po głowie, gdy widziałam zestawy do mydeł z Zrób Sobie Krem, ale długie leżakowanie i cena zniechęcała mnie.
Wg przepisu zrobienie mydła jest dziecinnie proste, potrzebujemy:
-Mydła Biały wielbłąd, lub Biały Jeleń
-startej skórki pomarańczowej
-mleka w proszku
-wody mineralnej
-odrobiny oliwki
Jednak mój przepis jest nieco zmodyfikowany. Przyznam się bez bicia, że nie chciało mi się iść do sklepu po mleko i zadowoliłam się tym co było w domu.
Od czego zaczęłam? Naszykowałam słoik, włożyłam do niego pokrojone na kawałeczki mydło- błąd, warto jednak zetrzeć je na tarce, proces topienia zajmie wówczas dużo mniej czasu.
Podlałam całość lekko wodą i włożyłam do garnka z gotującym wrzątkiem.
Topienie mydła zajęło mi wieki, mieszałam maź co jakiś czas i od czasu do czasu dolewałam wody. Następnie dodałam startą skórkę pomarańczy.
Wywąchałam mieszankę i stwierdziłam, że przydałaby się drobna modyfikacja.
Dodałam więc oliwki na rozstępy z babydream, oraz kilka kropel olejku eterycznego.
Następnym razem dodam cytrynowy.
Gdy już mamy wszystko wymieszane, wystarczy naszykować foremki(np. kubeczki po serkach, pastach, bądź sosach), lekko posmarować je oliwką i włożyć naszą papkę.
Moja próba nie zachwyca może pięknem, ale liczę, że będzie mi się przyjemnie użytkowało mydełka. Wpadłam na pomysł stworzenia kostek peelingujących, bo gdyby tak zamiast skórki pomarańczy użyć zmielonych łupin orzecha, bądź kawy?

czwartek, 10 lutego 2011

Nordic Walking

Każda z Was pewnie słyszała o nordic walking. Zacznę może od tego czym jest nordic walking.
Sport ten powstał w latach 20tych XX wieku, w założeniu miał być całorocznym treningiem dla biegaczy narciarskich, jednak stopniowo zaczął się rozprzestrzeniać.
Kilka lat temu pojawił się w Polsce. Ja swoje kijki kupiłam prawie dwa lata temu, gdy był już całkiem popularny. Na próbę kupiłam kijki składane- nie są one polecane na forach dla amatorów tego sportu, ale ja jestem z nich bardzo zadowolona(kosztowały ok 40 zł). Po pierwsze dlatego, że można je dostosowywać do wzrostu chodzącego, więc pożyczam je mamie, tacie. Po drugie są składane, więc można je schować do torby podróżnej. Moje były ze mną i w górach i na mazurach.
Jakie są zalety? Zużywamy więcej kalorii niż podczas zwykłego spaceru, marszu bądź podobno nawet biegu. Spacer z kijkami odciąża kolana, kręgosłup, stawy, kształtuje koordynację, angażuje większość mięśni. Co więcej spacery z kijkami zwiększają pobór tlenu.
Moje kijki kurzyły się ostatnio za szafą, jednak brak wf na uczelni spowodował znaczący spadek kondycji. Postanowiłam to zmienić, zaczęłam maszerować razem z przyjaciółką.
Od prawie 2 tygodni codziennie po zmroku maszerujemy ponad godzinkę, solidna dawka świeżego powietrza. Po drodze mijamy innych nordicujących. Ostatnio dołączyła do nas mama koleżanki, wczoraj moja młodsza siostra, a dziś babcia przyszła ze swoim zestawem, żebym go sprawdziła.
Jak widać sport dla każdego, dużo lepiej się czuję, lepiej mi się zasypia i widać już pierwsze efekty marszu :)
Polecam!

poniedziałek, 7 lutego 2011

Bananowa odżywka z The Body Shop

Kupiona tydzień temu i intensywnie testowana jako pierwszy produkt z The Body Shop.
Jestem już po 1/3 opakowania, więc mogę się trochę wypowiedzieć ;)
Odżywka ma konsystencję bardzo gęstej papki bananowej i pachnie świeżymi bananami, nie jest to sztuczny, chemiczny zapach, lecz taki naturalny.
Wydajność określam jako średnią, no ale niestety mam długie, gęste włosy, a przyzwyczaiłam się do nakładania masek i odżywek z litrowych opakowań garściami. Być może nakładam jej po prostu za dużo, ale wolę więcej niż mniej. Niemniej jednak i tak jest nieźle jak na opakowanie 250ml.
Pachnie pięknie, włosy po spłukaniu są gładkie. Najlepszy efekt jest gdy wyschną, są błyszczące, miękkie, sypkie i rozczesują się bez problemu. Dzięki szamponowi z herbal essences i tej odżywce zapomniałam o przesuszonych po radicalu włosach.
Co mnie zdziwiło, to fakt, że producent bardzo lakonicznie wypowiada się o swoim produkcie. Krótka notatka na etykietce informuje, że ta owocowa odżywka pozostawi nasze włosy delikatne. I proszę, obietnica, krótka i lakoniczna, a spełniona. Z tyłu na butelce mamy informacje o biodegradowalności opakowania itp. Widać, że firma chce podkreślić swoją dbałość o ekologię.
Niestety butelka jest taka jak te z Lusha, bardzo twarda i wraz z upływem produktu jest coraz ciężej wycisnąć odżywkę z butelki.
Wiem, że nie będzie to moja ostatnia butelka tego produktu, wciąż się waham czy skorzystać z promocji 3 za 2. O szamponie jeszcze się nie wypowiem, gdyż dopiero raz go użyłam. Jednym słowem bardzo przyzwoita odżywka za 19 zł :)

piątek, 4 lutego 2011

Kruk obniża ceny

Sprawdzając pocztę trafiłam na ciekawą ofertę Kruka, otóż z okazji zbliżających się Walentynek zrobili promocję internetową.
Po wpisaniu kodu:

WALENTYNKI2011

Od kwoty naszego zamówienia zostanie odjęte 20% :) Promocja trwa aż do 20.02, wysyłka kurierem jest bezpłatna!
Całkiem ciekawa propozycja, ja w ten sposób zamówię prezent dla siostry, co prawda ma urodziny w marcu, ale kruk dosyć długo realizuje zamówienia

Baza do cieni Kobo Professional

Od kiedy zobaczyłam tą bazę w szafie, musiałam ją mieć. Kupiłam ją sobie w nagrodę po akcji denko, gdzie zużywałam koszmarną w aplikacji, ale bardzo dobrą w działaniu bazę Joko.
Koszt bazy to ok 17 zł, nie pamiętam dokładnie. Nakłada się bardzo łatwo, nie trzeba nic rozgrzewać, grzebać, tylko myk na palec i na powiekę.
Wiele osób pyta się jak ta baza ma się do bazy Art Deco, nie wiem gdyż nie posiadałam, ale wyczytałam, że użytkowniczki ArtDeco
też ją sobie chwalą. Testowałam ją z cieniami różnych firm. Oczywiście bardzo dobrze współpracuje z cieniami Kobo, jednak nie tylko. Zarówno Essence, Rimmel jak i Inglot trzymają się bez zarzutu cały dzień. Baza lekko podbija kolor, dużo łatwiej nakłada się na nią cień, mam wrażenie jakby wygładzała lekko powiekę.
Jednym słowem jestem bardzo zadowolona, a skoro jest dużo tańsza niż ArtDeco, to nie będę dalej poszukiwała :)
Zimne pozdrowienia, lecę zrobić sobie herbatkę i niestety muszę iść na uczelnię :(

wtorek, 1 lutego 2011

Wizyta w The Body Shop

Do tej pory omijałam sklepy The Body Shop szerokim łukiem. Głównie ze względu na ceny, są bardzo wysokie, a jeszcze nie daj Boże by mi się coś spodobało.
Jednak wędrując po blogach trafiłam na recenzję Bananowej odżywki z TBS. Opinia bardzo pochlebna, poczytałam też o niej na KWC i wywnioskowałamm że daje podobne efekty do American Cream z Lusha.
Mając świadomość "jakie te produkty są drogie, nie stać mnie na nie" spytałam o cenę. 250 ml kosztuje 18, albo 19 zł. Czyli cena do przyjęcia. Postanowiłam, że wracając z uczelni wstąpię do TBS, zwłaszcza, że otworzyli go w najbliższym centrum handlowym.
Na wejściu zderzyłam się z masłami po 65 zł, ale spotkała mnie niespodzianka- przecenione na 32 zł, cena niby dalej dosyć wysoka, ale już łatwiejsza do wysupłania, zwłaszcza jeśli masełko wydajne. Na szczęście dla mnie mam resztki jakiegoś masełka, mleczko z oriflame i nowiutkie masło z joanny, więc promocja była mi niestraszna.
Zapuściłam się więc w dział z kosmetykami do włosów. Namierzyłam odżywkę i obwąchałam szampon z tej serii, zapach ma ładny, jak papka bananowa. Prosty zapach, wydaje się naturalny, choć ile w nim chemii wie tylko sam producent :) Na moje nieszczęście wzrok mój przykuły szampony do włosów. Wypatrzyłam szampon do włosów farbowanych z serii Rainforest. Kupiłam od razu dużą butlę, bo skoro nie ma SLS, parabenów, silikonów itp. to może warto. Mam nadzieję, że spisze się lepiej niż poprzednik, bo zapłaciłam za niego 35 zł. Dużym plusem jest też to, że większość szamponów ma swoje miniaturki, które kosztują ok 9 zł. Więc możemy przetestować. Kuszące też wydawały się zestawy 4 miniaturek- odżywki, balsamy i szamponiki wraz z grzebieniem za 35 zł.
Co nie spodobało mi się już na wstępie? Marka The Body Shop jest na polskim rynku już jakiś czas, natomiast informacji w języku polskim w zasadzie brak.
Aby spełnić obowiązek posiadania opisu w naszym języku na opakowaniu szamponu możemy znaleźć informację, że jest to szampon do włosów i w przypadku dostania się preparatu do oczu przemyć je czystą wodą. To samo jest z odżywką. Nie ma nawet informacji czy jest do spłukiwania czy bez, więc ja sobie z czytaniem opisów po angielsku bez problemu poradzę, ale nie zawsze będzie pasował taki produkt na prezent. To tyle o moich zakupach. Odżywkę przetestuję już dziś. Szampon dopiero po farbowaniu, więc może w przyszłym tygodniu. Muszę zużyć ten co teraz kupiłam :)