poniedziałek, 31 stycznia 2011

Jakiego szamponu więcej nie kupię?

Nieco ponad miesiąc temu skończył mi się szampon z serii sleek line.
Wpadłam do rossmanna po coś do włosów farbowanych. W moje ręce trafił Radical
Opis na opakowaniu zachęcił do zakupu:

"Wyjątkowo łagodny i bardzo dobrze tolerowany przez skórę głowy szampon do częstego mycia włosów farbowanych, osłabionych i zniszczonych. Specjalnie opracowana receptura - naturalny ekstrakt z miłorzębu, prowitamina B5, proteiny jedwabiu, Inulina z cykorii - doskonale wzmacnia, odżywia i regeneruje zniszczone zabiegami fryzjerskimi włosy oraz chroni kolor przed wypłukaniem."

Po pierwszym użyciu byłam zachwycona, szampon co prawda bardzo rzadki i można przez nieuwagę za dużo wylać, ale dobrze się pieni i spłukuje. Zapach w porządku. Jednak po mniej więcej tygodniu zauważyłam, że włosy zaczęły inaczej wyglądać. Myślałam, że to spowodowane zmianą farby do włosów, więc zwiększyłam ilość odżywek. A włosy nadal się przesuszały...
W pewnym momencie przypominały siano. Do głowy mi nawet nie przyszło, że to ten wyjątkowo łagodny szampon!
Całe szczęście już się skończył, a moje włosy powoli wracają do swojego normalnego stanu. Z pewnością nie kupię więcej Radicalu.

Inglot Freedom System

Za sprawą Ani nabrałam chęci na Inglota. Przy okazji wizyty w centrum handlowym wstąpiłam do ich sklepu. Do tej pory nie posiadałam cieni Inglota. To znaczy nie posiadałam w formie w jakiej są obecnie. Wieki temu miałam kolekcję cieni Spirit Inglota i lakierów, ale to było w czasach gdy był dostępny w pierwszej lepszej drogerii osiedlowej.
Moja paletka z Kobo całkiem mi się podobała, ale jest niestety malutka. Wkroczyłam więc do salonu z zamiarem zakupienia paletki 10 Freedom System.
Pod wpływem impulsu dokupiłam na próbę jeden cień, czekoladowy odcień numer 242(o ile mnie pamięć nie myli, bo pani zainstalowała go w kasetce już w sklepie)
Paletka jest bardzo wygodna i pomysłowa, w rogach znajdują się 4 bardzo mocne magnesy, które przyciągają do siebie pokrywkę.
Aby otworzyć kasetkę wystarczy przesunąć elegancką pokrywkę.
Bardzo podoba mi się pokrywka z chromowanego grubego tworzywa.

Do paletki była dodana ulotka z informacją jakie jeszcze produkty mieszczą się w systemie freedom:
AMC-SHINE, AMC, DOUBLE SPARKLE, MATTE, PEARL(cienie do powiek)
Cień do brwi
Wosk do brwi
AMC- róż do policzków
Róż do policzków
AMC puder prasowany
Pomadka do ust
Korektor w kremie.
Kombinuję czym zapełnić 6 pustych miejsc, mam ochotę na korektor w kremie, wosk do brwi lub cień do brwi i z 2-3 odcienie cieni do oczu.
W lutym zapowiada się dłuższa wizyta w Inglocie :)
Na zdjęciu po lewej cień od góry na sucho, na dole na bazie Kobo

niedziela, 30 stycznia 2011

Czarna dziura

Nie macie czasami wrażenia, że ktoś Was obserwuje? Mój obserwator musi być bardzo, ale to bardzo złośliwy.

Weźmy sobie taki przypadek, gdy szukałam notatek, nie mogłam znaleźć notatek z przedmiotu o nazwie tak nudnej, że nie będę Was zanudzać.Za to wpadł mi w ręce dziennik praktyk, odłożyłam go na miejsce. Co znalazłam w tym miejscu, gdy szukałam dzienniczka praktyk? Notatki!
Dziennika nie znalazłam do tej pory.

Albo kremy do rąk. Kto mnie zna, ten wie, że jestem maniaczką kremów do rąk. Zeszłej zimy uzbierałam kilkanaście, w tym roku dokupiłam kilka, zużyłam 3, więc i tak powinnam mieć ok 15 kremów. Ile mam? Dwa! Nie ma w żadnym koszyczku, na żadnej półeczce, uczestnictwo osób trzecich w postaci siostry wykluczam.

Kolejny przykład- balsamy do ust, miałam 2 ziaja, 8 smackersów, carmex, tisane, alterra, nivea, isana, bebe, arsenał na milion ust. Ile znalazłam szukając czegoś na spierzchnięte usta? Zero! Tak, zero, a trzymałam je zawsze w oddzielnych miejscach, niektóre smackersy nawet nierozpakowane. Gdybym miała TŻta to jego bym podejrzewała o jakieś potajemne wykradanie balsamów. Zwłaszcza owocowych smackersów, ale nie, zniknęło jak we mgle.

Jeżeli nadal mi nie wierzycie, to za kolejny przykład podam mój komputer. Tak, ktoś mi nawet w plikach grzebie. Siedzę sobie i porządkuję skrzętnie pliki, na foldery, podfoldery, tu studia, tam zdjęcia tam co innego, a potem nie ma! Aż nagle zdjęcia z imprezy znajdują się na przykład w folderze z materiałami do pracy...

Rozpisałam się, w dodatku nie o kosmetykach, więc nie będę już przynudzać. Jutro się wezmę za remont półek. Znajdę miejsce gdzie uciekają rzeczy zaginione i przywróce je światu, gorzej gdy mnie wciągnie :p

czwartek, 27 stycznia 2011

Testy: Skin79 i Delia No1.

Na wstępie przepraszam za moją bluzę :) Zacznę od szamponu koloryzującego Delia.
Zachwyty nad nim czytałam na wizażowym wątku dla rudowłosych. Kto farbuje włosy na ten kolor, wie jak szybko się on wypłukuje i jak bardzo trzeba dbać o włosy.
Niestety przez źle dobrany szampon moje kłaczki sporo się przesuszyły i nie pomagały odżywki, a kolor bardzo się wypłukał.
W końcu wczoraj w rossmanie wypatrzyłam Delię i kupiłam 2 saszetki. Niestety na moje włosy to chyba trochę mało i następnym razem kupię 3. Ale wróćmy do opinii. Włosy po szamponetkach są błyszczące, miękkie i nabrały dawnego koloru. Niestety mam ciemniejsze włosy niż kolor na jaki są pofarbowane, więc odrost zafarbował się na czarno. Całe szczęście jest dosyć mały, więc za 2-3 tygodnie, gdy włosy dojdą do siebie położę na niego farbę.
Przy najbliższej wizycie w rossmannie dokupię więcej Delii. Kolor na jaki ostatnio się farbuję to Płomienna Iskra Joanny, bardzo polecam farbę, jest to tańszy odpowiednik Mango z Loreala.
Jak widziałyście na wczorajszych zdjęciach doszedł w końcu mój Skin79. Użyłam go już wczoraj i dzisiaj, a, że światło sprzyjało to zrobiłam małe porównanie.
Na zdjęciach postawiłam na minimalizm i mam tylko skin79, puder i tusz.
Swatche wyszły dosyć zimno, zdjęcia są bez lampy przy oknie. Po lewej stronie Missha Perfect Cover numer 21, po prawej Skin79

Przy zakupie bałam się trochę odcienia, skoro Missha ma aż 3 popularne kolory i 4 rzadko dostępny, a Skin tylko jeden, więc myślałam, że będzie gorzej dobrany, a tu niespodzianka. Jest idealny! Moja wersja Skin79 to ta różowa Triple Functions. Ładnie wtapia się w cerę i nie pozostawia lepkiej powłoczki. Porównując Misshę i Skin warto wspomnieć, że ten drugi lepiej się rozprowadza i wchłania, Missha jest bardziej treściwa. Być może jest to spowodowane, że ma SPF42, a skin SPF25. W dodatku mimo Perfect Cover w nazwie nieco gorzej kryje, no i niestety podbija trochę moje różowe tony w cerze.
Wytrzymuje cały dzień, ładnie współgra z pudrem i różem. Niestety pompka w moim opakowaniu lekko zacina się.
Reasumując jestem bardzo zadowolona z zakupu. Mam większą ochotę do używania Skin, lecz muszę też zużyć Misshę, będę więc używała na zmianę.

środa, 26 stycznia 2011

Zakupy

Dziś wyskoczyłam na szybkie zakupy. Po rzeczy najpotrzebniejsze. Jak widać są to głównie kosmetyki do włosów.
Co trafiło do koszyka?
Dwie szamponetki Delia numer 7,4 rudy do odświeżania koloru, oprócz tego farba Naturia Płomienna Iskra- bardzo ją polubiłam.
Oprócz tego Syoss Heat protect, koleżanka go zachwala, więc postanowiłam dać ostatnią szansę tej marce.
Dziś przyszedł też mój Skin79, o którym więcej będzie wkrótce :). Niestety będę jednak zmuszona złożyć skargę na mojego listonosza. Zostawił paczkę z BB Kremami na bramie, niczym niezabezpieczoną, dostępną dla każdego przechodnia z ulicy, bądź mojego psa, który biedny próbował się do niej dobrać.
Nie sprawdził nawet czy ktoś jest w domu, zabrzęczał raz domofonem i uciekł :/
Dobrze, że ujadanie psa zwróciło moją uwagę na szare coś chyboczące się na bramie.
To tyle narzekań, zaraz pójdę testować Syoss, ale bardzo brzydko pachnie alkoholem, oczywiście dopiero w domu zerknęłam, że jest on na drugim miejscu w składzie. Nauczka na przyszłość- czytać składy.
Może dziś przetestuję delię, żeby nie męczyć włosów zbyt częstym farbowaniem.
Moje wszelkie fanaberie kosmetyczne i zachcianki są zaspokojone na długi, długi czas. Marzą mi się tylko organizery do kosmetyków. Coś, co zapanuje za moim chaosem.

niedziela, 23 stycznia 2011

Nowe nabytki :)

Pojechałam dziś po egzaminie do centrum handlowego, aby zobaczyć czy są już nowe limitowanki Essence, niestety ani I love Berlin, ani biało czarnej nie było. Na pocieszenie poszłam dokupić aniołka w yes, przy okazji dodam zdjęcia bransoletki, bo przyszła w tym tygodniu kurierem i w końcu zaczęłam nosić biżuterię.
Największą radość przy zakupach nowych elementów sprawia mi opakowanie, po powrocie do domu czuję, że sprawiłam sobie prezent :)
Oto moje skarby. Po lewej bransoletka Kruk, Aniołek z Yes, ma cyrkonię w kształcie serduszka, szkoda, że nie jest dwustronny. A tak prezentują się moje dwie samotne zawieszki :) Dokupię jeszcze aniołka na allegro, wzór podobny jak w aparcie, ale nie mogę go dostać w żadnym salonie :(. Moja nowa mania spodobała się siostrze i już zamówiła sobie co chce dostać na urodziny.

środa, 19 stycznia 2011

Mój sposób na rzęsy :)

Pamiętacie moją recenzję Grashki? Bardzo lubię tą maskarę, daje delikatny efekt, jednak potrzebowałam czegoś mocniejszego na Sylwestrowe szaleństwa. Przeziębiona dotarłam tylko do rossmanna i zakupiłam maskarę polecaną przez essencomaniaczki :) 1-2-3 Looks Rimmel. Idea jest prosta w zależności od nastroju, bądź pożądanego efektu dozujemy tusz obracając pokrętło na opakowaniu.
Efekt super, przy 3 wasrstwach na poziomie 1, a później kolejno 2 i 3 można otrzymać efekt sztucznych rzęs. Bardzo mocny i bardzo widoczny. Na specjalne okazje.
Lubię mieszać ze sobą tusze, więc znalazłam swój złoty środek między Grashką i Rimmelem.
Najpierw tuszuję rzęsy Grashką, później Rimmelem na poziomie 3. Efekt jak na zdjęciach, bardzo go lubię. Jak widzicie jestem krótkowidzem :) Zdjęcia w okularkach, bo skończyły się soczewki, a ja zaraz lecę na wizytę do okulistki. Buziaczki :*

wtorek, 18 stycznia 2011

Poczułam miętę

Wiem, wiem, że miętowe lakiery były modne w wakacje, a mamy już schyłek zimy.
Jednak ja bardzo lubię takie pastelowe kolory.
Na zdjęciu 3 warstwy Elf Mint Cream, jak widać nieco przebija i przydałaby się warstwa czwarta.
Słabe krycie uznaję za minus, jednak szeroki i wygodny pędzelek równoważy bilans. Gdy dodamy niską cenę( zapłaciłam 1 funt czyli niecałe 5 zł) i niesamowitą trwałość, od czwartku nie starły się nawet końcówki! Dopiero dziś zrobił mi się mały odprysk, jednak za taką cenę zakup uważam za udany.
Mam jeszcze 2-3 kolory na oku, szkoda,że firma nie ma bardziej różnorodnej palety

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Mój pierwszy BB Cream- Missha Perfect Cover

Złamałam się, BB Kremy nadciągały na mnie z każdej strony. Gdziekolwiek bym weszła- wizaż, blogi, youtube, to każdy je miał i chwalił. Więc zaczęłam się wczytywać i złożyłam zamówienie, przy okazji skuszone zostały moje dwie przyjaciółki.
Zamówienie zostało wysłane równo tydzień temu, a już dziś mam je w łapkach
Zamawiałam na ebayu- mój pierwszy zakup w tym serwisie :D, trafiła mi się aukcja z darmową wysyłką, ale nie było mowy o żadnych gratisach. Podliczając ceny u różnych sprzedawców, ta opcja wydała mi się najkorzystniejsza.
Pierwsze co mnie zaskoczyło i ucieszyło, to zabezpieczenie paczki, mały, ale solidny kartonik, w środku pudełeczka Misshy owinięte w folię bąbelkową, a do tego jeszcze piankowe kuleczki jak w lushu. Wybrałam kartoniki i poszukałam swojego odcienia.
Bardzo podoba mi się proste, a jednocześnie eleganckie opakowanie kremu(podkładu?). Zapach cudny. Krycie jest według mnie wystarczające, naturalny lekki, kremik. Wystarczyła jedna warstwa i puder( Mineral Booster moją nową miłością, ale o tym wkrótce).
Porównanie Misshy z podkładami płynnymi:
Od lewej: Missha Perfect Cover numer 21, Kobo Matt Make up numer 101- Ivory, Dermacol odcień 212.
Cieszę się, że nie wzięłam odcienia 13, ponieważ były chyba zbyt blady i z tego co widziałam na swatchach- zbyt różowy. W tym tygodniu powinna przyjść kolejna paczka, tym razem ze skin79.
Jaką miłą niespodziankę miałam, gdy chciałam wyrzucić kartonik, a tam 3 maseczki w prezencie.
Maseczki Green Tea, Lemon i Potato, sobie zostawiam Green Tea. Dobrze, że zarówno opakowaniu podkładu jak i maseczek oprócz mróweczek piszą po naszemu tj. po angielsku, ale da się zrozumieć :)
Niestety na tubeczce Misshy są już same mróweczki,ale wszelkich informacji możemy się dowiedzieć z kartonika.
Tym sposobem w moim pokoju przybyło pudełko z kosmetykami do odbioru wysyłki. Pudełko jest całkiem nieźle wypełnione. W tym tygodniu liczę, że większość kosmetyków trafi do prawowitych właścicielek :) Część już jest w drodze.
Mój biedny listonosz ma jeszcze tylko 2 paczki do przyniesienia i dam mu spokój na jakiś czas.

piątek, 14 stycznia 2011

Lakierowy bubel

Ostatnio otworzyłam pudełko z lakierami i chciałam wybrać spontanicznie jakiś kolor.
Padło da lakier Oriflame w kolorze wina, kupiła go siostra, gdy jeszcze bawiła się w bycie konsultantką.
Zaczęłam malować paznokcie i myślałam, że szlag mnie trafi.
Czemu? Po pierwsze lakier ma skandalicznie maciupki pędzelek, umocowany tuż pod rączką. W dodatku wąziutki i jakiś felerny, tworzył smugi i ledwo dało się nim malować.
Dokończyłam tylko dlatego, że skończyły mi się waciki kosmetyczne i nie miałabym czym zmyć, a do uzyskania dobrego pokrycia potrzeba dwóch warstw.
Po prawej stronie macie porównanie pędzelków od różnych lakierów. Od lewej: felerny lakier z Ori, ELF i Wibo Extreme Nails.
Najlepiej maluje mi się ostatnim. Elf, też może być, ale ten mikrus na końcu odpada.
Same zauważcie różnicę, prawda, że ogromna?
Gorąco nie polecam, mimo, że lakier był dosyć tani.

czwartek, 13 stycznia 2011

Elfia paczka



Elf mnie zszokował strasznie. Wraz z dziewczynami z forum robiłam zamówienie, złożyłam je późnym wieczorem w poniedziałek. We wtorek miałam już smsa, że paczka została nadana- brawa dla tego sklepu za sprawny system powiadamiania. Dziś rano tata odebrał już paczkę! Była dosyć ciężka, a w środku wszystko bardzo sprytnie spakowane:

Tak prezentuje się całość. Bardzo żałuję, że nie wzięłam paletki 32, zwłaszcza, że kosztowała 4,5Ł, czyli grosze, a kolory przepiękne. Na moją wishlistę powędruje jakiś korektor, róż i różobronzer, ale dopiero gdy zużyję coś ze swoich zapasów.
Moje zakupy sprytnie ukryły się na zdjęciu, tym razem skromnie- lakier miętowy, mineral booster i pędzel do podkładu.
Idę zaraz porozdzielać zamówienie na paczuszki, mam nadzieję, że dziewczyny podzielą się swatchami zwłaszcza z różobronzera :)

środa, 12 stycznia 2011

Charms :)

Przyglądałam im się od dawna. Z coraz większym pragnieniem posiadania, pandora mnie nie kręci, za to charmsy uznałam za miniaturowe dzieła sztuki. Lubię błyskotki.
Szalę przeważyła Vexgirl, u której na blogu wypatrzyłam charmsy i moje krótkowzroczne oczy zidentyfikowały nazwę kruk.
Weszłam na stronę i zamówiłam bransoletkę, a potem wyszukiwałam charmsów. Dziś z wydrukiem ślicznego aniołka( wybranego spośród 15 wymarzonych zawieszek) poszłam do apartu, a tam zonk, aniołka nie ma.
Jednak był drugi z wymarzonych wzorów( na start miałam 3 typy).
Zdjęcie pochodzi ze strony apartu, u mnie za słabe światło, żeby pokazać piękno zawieszki.
Już nie mogę się doczekać przesyłki, żeby móc zacząć nosić zawieszkę. Mam małe postanowienie, że nie kupuję już nic i oszczędzam, żeby po każdym rozdziale pracy kupić jednego charmsa.
Dlatego od przyszłego tygodnia ruszam z kopyta z rozdziałem drugim :). Biedny listonosz- wkrótce dojdzie Missha, Skin79 i ELF :D

niedziela, 9 stycznia 2011

Joanna Odżywka z jedwabiem w sprayu


O odżywce w sprayu z jedwabiem słyszałam sporo dobrego od koleżanek, tylko, że one miały wersję nieprofesjonalną.
Zamawiałam w firmowym sklepie Joanny, więc postanowiłam spróbować, zwłaszcza, że była bardzo tania- kilka złotych za 300ml!
Używam jej po każdym myciu włosów, w końcu odżywka, po której idealnie rozczesuję rano swoje kłaki.
Dodatkowym plusem jest wydajność, po ponad miesiącu nie ubyła nawet połowa opakowania.
Moich włosów nie obciąża, zresztą ciężko by to było zauważyć, bo są grube, gęste i długie- ciężkie same w sobie.
Mogę pryskać jej na włosy litrami, a nie powoduje przyspieszonego przetłuszczania.
Bardzo ładnie pachnie. Lubię ją stosować z odżywką do spłukiwania z tej samej serii.
No właśnie i tu jest mały psikus, gdyż uważam ją bardziej za ułatwiacz rozczesywania, coś wygładzającego włosy niż jakiś cudarobiący kosmetyk.
Ale i tak bardzo ją lubię, z pewnością nie będzie to ostatni kosmetyk z tej serii. Muszę przyznać,że nigdy nie byłam wielką fanką Joanny, ale ostatnio kupiłam kilka jej produktów i się nimi zachwyciłam, ale o tym już wkrótce :)

Giveawaye

Pewnie nie uwierzycie, ja też przecieram oczy ze zdumienia, ale chyb styczeń stał się miesiącem rozdań.
Oto co dziewczyny mają nam do zaoferowania:

Urban State of Mind
koniec 9 stycznia







Piękność Dnia
koniec 10 stycznia




Black Nail Polish and Lip Gloss
koniec 11 stycznia







Thank God I'm a Woman
koniec 22 stycznia
Co sroce w oko wpadnie
koniec 23 stycznia







Swirl Pe arls:
Koniec 26 sty cz nia



Tysiąc pomysłów i pasji
do wygrania 1 fajny zestaw i 1 nagroda pocieszenia - niespodzianka :)
koniec 31 stycznia





Zasady wszędzie podobne, obserwujecie, komentujecie, piszecie i bierzecie udział w losowaniu :)

sobota, 8 stycznia 2011

Nagroda ode mnie dla mnie :)

Muszę się Wam pochwalić, udało mi się zużyć bazę do cieni Joko. Męczyłam, męczyłam i wymęczyłam. Chociaż jej aplikacja to masakra, spełnia dobrze swoją funkcję. Jednak z lekką ulgą wyrzuciłam pudełeczko do kosza. Przy okazji odbioru książki w empiku wstąpiłam do Natury i kupiłam w nagrodę dwa produkty, o których marzyłam od listopada.
A w nagrodę do mojego kuferka przybył cień do paletki o kolorze Golden Rose i baza do cieni.
Od razu wpakowałam go do paletki, jak widać mój zestaw nie jest tendencyjny i każdy kolor jest zupełnie inny.
Jednak Golden Rose będzie chyba moim ulubionym cieniem w najbliższych dniach. Stosuję go samodzielnie, bez żadnych innych kolorów, dodaję zwykły czarny eyeliner z my secret i perfekcyjnie wycieniowane oko gotowe :)
Czemu ten cień jest taki super? Ponieważ jego kolor jest taki jak nazwa, ma zarówno złote jak i różowe drobinki, w zależności od kąta padania światła jest inny kolor. Istne cudo, w dodatku blask ten jest nieco metaliczny. Nadaje się na makijaż dzienny ponieważ jest delikatny, nie ma żadnych drobin brokatowych etc. Kolor na powiece można stopniować od mniej do bardziej intensywnego.
Po prawej stronie starałam się zrobić swatche moich cieni, jednak aubergine wygląda zupełnie inaczej niż na zdjęciu, a reszta jest raczej podobna. Niestety aparat jest jaki jest i nie da rady zrobić lepszego zdjęcia.
Górny rządek to cienie nałożone bez bazy, nakładałam paluchem sporą ilość. A dolny rządek jest na bazie Kobo. Widzicie, że kolor jest położony bardziej równomiernie i bez smug, mimo nałożonej mniejszej ilości cienia?
Baza jest bardzo dobra, wystarczy przyłożyć lekko palec i już można z łatwością rozprowadzić na powiece, lepiej wydobywa kolor, cienie wytrzymują na niej długo, nie rolują się, nie osypują. Cud, miód i orzeszki :) Nie wiem jak z innymi firmami, jak już wspominałam mam fazę na Golden Rose, więc nie testowałam jeszcze jak inne cienie wytrzymają na bazie, więc o niej będzie osobna recenzja. Jestem bardzo zadowolona z zakupów, szkoda tylko, że Kobo nie robi większych promocji na swoje produkty.

wtorek, 4 stycznia 2011

Complexion Perfection

Do tej pory moim ulubionym pudrem był Luminizing Sunlight firmy EDM. To co robił na mojej buzi jest niesamowite, rozświetla, matuje, tworzy warstewkę odbijającą światło. Na zdjęciach zrobionych po użyciu tego pudru cera wygląda tak pięknie, że byłam często podejrzewana o użycie photoshopa.
Niestety, o czym pisałam chyba już wcześniej firma przestała wysyłać do Polski. Obecnie jest dostępny na stronie polskiego dystrybutora w cenie 54zł. Znacząca podwyżka. Całe szczęście jest wydajny.
Zaczęłam go oszczędzać, więc używałam innych pudrów, w końcu w moje ręce trafił kupiony z ciekawości Complexion Perfection. I.... Perfection! Cena....3,5Ł czyli ok 18 zł. Używam codziennie i nie żałuję sobie, a nie ubywa go prawie wcale. Bardzo dobry kosmetyk, matuje, rozświetla, cera jest zdrowa, nie zapycha, nie wysusza, no po prostu cud, miód i orzeszki. Do tego lusterko i eleganckie czarne pudełko. Swój przetestowałam w warunkach ekstremalnych- sylwestrowych pląsach. Twarz matowa, wymagała niewielu poprawek. Jestem bardzo zadowolona :)